Sięgając po tą książkę, nie spodziewałam się po niej wiele. I nie powiem, żeby pozytywnie mnie zaskoczyła.
Dwie najlepsze przyjaciółki – Eve i Jess – zwariowane na punkcie mody, zakupów i wyglądu, zaczynają jeden z bardziej ekscytujących okresów w życiu – idą do liceum. Żeby tego było mało, w mieście pojawia się dwójka przystojniaków, którzy też się tam wybierają. Takie połączenie może oznaczać tylko dobrą zabawę. Ale co, jeśli dołoży się do tego podejrzane i straszne rzeczy, które zaczynają się dziać w ich mieście?
Początek książki był BEZNADZIEJNY. Oczywiście, jednego dnia Eve spotyka obydwu przystojniaków, którzy od razu zwracają na nich uwagę. Dobrze przynajmniej, że nie odgrywa nieśmiałej szarej myszki, zaskoczonej, że ktokolwiek mógłby się nią zainteresować.
Nie. Eve jest pewną siebie, atrakcyjną nastolatką, świadomą swojego uroku. A do tego głupią. I do tego niezdarną – co stanowi chyba klasyczne połączenie (czasami ta jej niezdarność była tak absurdalna, że aż mnie śmieszyła!). Ale w porównaniu z Jess wypada nawet całkiem znośnie. Chyba rozumiem zamysł autorki - chciała przedstawić dwie nieskomplikowane nastolatki, które w głębi duszy stać na głębsze uczucia (jak chociażby ich przyjaźń – fajnie, że dotrwała do końca, a nie urwała się w połowie i słuch po przyjaciółce zaginął, bo główna bohaterka miała ważniejsze sprawy na głowie). Ale raczej średnio mnie to przekonało. Jak dobrze powiedziała jedna z postaci w książce, takie z nich papużki nierozłączki, że trochę się mylą. No i ta obsesja bohaterek na punkcie zakupów i wyglądu momentami doprowadzała mnie do szału, takie to się puste wydawało. Co jest dość dziwne, bo raczej nie mam zastrzeżeń do takich rzeczy, o ile są fajnie opisane.
Co do męskiego grona – też nic nowego. Luke, przystojny blondyn o urodzie surfera. Syn miejskiego pastora, więc oczywiście musi być zbuntowanym, niegrzecznym flirciarzem (tu muszę oddać autorce, że sama śmiała się z tego stereotypu). Z początku strasznie mnie wkurzał, ale z czasem się wyrobił i chyba był jedyną postacią, którą polubiłam w tej książce. Natomiast Mal – kandydat numer dwa, obowiązkowo był jego totalnym przeciwieństwem. Mroczny, tajemniczy, milczący, a jednocześnie superseksowny. Też mnie wkurzał, chociaż przez większość książki jego udział był dość niewielki.
A jeśli chodzi o fabułę – tutaj też bez szału. Niby odkrywamy mroczne tajemnice, ale nawet jeśli mnie zaskoczyły, to nie wywarły żadnego wrażenie – może dlatego, że zupełnie nie przywiązałam się do bohaterów i nie obchodziło mnie, co się z nimi stanie. W tej całej plastikowej otoczce cud-miasteczka nawet to, co miało z założenia być mroczne i niebezpieczne, wcale takie nie było. Wydawało się po prostu sztuczne i naciągane.
Cóż, ta historia nie zapadnie mi długo w pamięć, to na pewno. Z początku żaden z bohaterów nie przypadł mi do gusty i choć z czasem się wyrobili (albo po prostu się do nich przyzwyczaiłam), to dalej w większości pozostali mi obojętni. Przyznaje, że po tragicznym początku, z czasem było coraz lepiej, a na pewno na tyle ciekawie, że nie chciałam przerywać lektury, ale i tak słabo. Możliwe, że sięgnę po drugą część, bo ciekawią mnie dalsze losy Luke’a, a z opisu wynika, że trochę go będzie.
Przeczytać nie zaszkodzi, ale pod warunkiem, że potrzebujecie natychmiastowego odmóżdżenia.