Zawsze lubiłem antologie wszelakie, a najbardziej te z krótką formą, opowiadań czy nowel. Oczywiście najbardziej te z działki SF, ale i inne jakie mi się trafiły też z chęcią przeczytałem. Dzięki nim zawsze można było dowiedzieć się co na innych planetach piszczy. Czy to poznać twórczość kilku autorów i nabrać chęci na zaznajomienie się z ich inną twórczością (bądź wręcz przeciwnie) albo też poznać inną stronę już wcześniej poznanego autora powieści. Czy po to je tworzono, nie wiem, mi służyły właśnie do tego celu. Wśród kilkunastu opowiadań trafiały się oczywiście czasem jakieś jedno góra dwa słabsze kawałki ale zazwyczaj też jedna bądź dwie perełki, a pozostałe trzymały bardzo wysoki poziom. Dbali o to redaktorzy, a i pewnikiem sami autorzy. I ta pozycja tego nie zmieni chociaż bardzo się starała.
Nie wiem co przyświecało redaktorowi i autorom tej antologii, bo z całą pewnością nie chęć pozyskania nowych czytelników. Dwa opowiadania z szesnastu, i to nie dlatego, że są dobre, ale na tle pozostałych się czymś wyróżniają. "Trup, którego nie ma" bo choć zabawny czasami i za gumiklyjzy (cokolwiek to jest) oraz "...Że cię nie opuszczę aż do śmierci..." za metafory i przenośnie i opisowość i porównania (bo sam pomysł raczej mocno ograny). Reszta jest słaba, cieniutka, a czasem jeszcze gorsza. Dwóm autorom nie chciało się nawet nic oryginalnego wymyślić, zbyletryzowali jeno rzeczywiste wydarzenia i się pod tym podpisali. Jak mnie nachodzi chęć przeczytania jakiegoś zbyletryzowanego (uwierzcie mi to nie jest błąd ortograficzny czy literówka) utworu, to idę nad kanałek kaczki pokarmić, aż mi przejdzie. I czy trzeba było do tego zatrudniać niejakiego Remigiusza M. czy też Katarzynę P. . Ponoć życie pisze najlepsze scenariusze, a im się udało nawet to spaprać.
Szczerze powiem nie spodziewałem się aż takiego gniota, bo to ponoć piętnastu najlepszych polskich pisarzy tworzyło. Aż boję się pomyśleć co mogliby stworzyć ci gorsi, a może by nas zaskoczyli i tych najlepszych. Ale ta pozycja ma jeden niezaprzeczalny plus, może służyć jako notes do zbierania autografów piętnastu najlepszych polskich autorów (ja mam już jeden). Mogę dać trzy na dziesięć, a i to wydaje mi się na wyrost