Czasami miło jest przenieść się do przeszłości. I za pomocą lektury być świadkiem rzeczy, których nie dane było nam oglądać. Nawet jeżeli są to czasy niewyobrażalnych tortur i polowań na czarownice. Czasy gdy leczono za pomocą ziół, a kawa była szatańskim napojem. W taki właśnie czasy zabiera nas "Córka kata".
A wszystko zaczyna się 24 kwietnia Roku Pańskiego 1659 - 35 lat od tragicznej egzekucji… Z wody wyłonione zostaje ciało małego chłopca. Mocno poturbowane, z dziwnym znakiem na ramionach –fioletowym kołem zakończonym krzyżem. Gapie uznają, że za śmiercią dziecka stoją czary i diabelski moce. Tłum uosabia je w osobie akuszerki Marty, która wkrótce zostaje oskarżona i osadzona w więzieniu. Krąży nad nią widmo spłonięcia na stosie. Zadaniem kata Jakuba Kulisa jest torturowanie jej dotąd, aż się przyzna. Kat jednak nie wierzy w jej winę i wraz z medykiem Simonem zaczyna prowadzić prywatne śledztwo. Ile jeszcze dzieci zginie nim prawda ujrzy światło dzienne? Czy domniemana wiedźma zginie w męczarniach? Kto stoi za okrutnymi mordami? Czyżby miało to jakiś związek z nocą Walpurgi i tajemniczym znakiem…? ♀ Zapraszam do lektury!
Opowieść Olivera Pötzscha czytało mi się wyśmienicie. Realia po zakończeniu wojny trzydziestoletniej w bawarskim Schongau przedstawione zostały z dbałością o każdy szczegół. Bez problemu mogłam wczuć się w klimat brudnych uliczek, przysłuchiwać się wrzaskom ogłupiałego tłumu, czy rozkoszować się aromatem rozmaitych ziół i nalewek. Autor zgrabnie poruszał się pośród tematów takich jak polowania na czarownice, miejskie układy, tajemne przejścia, ówczesna medycyna, zielarstwo, tortury i publiczne egzekucje. Historię kata Kulisa przedstawił niezwykle barwnie i ciekawie, Wszak kto mógł to zrobić lepiej niż potomek Kulisów –dynastii katów bawarskich, którym jest sam Oliver Pötzsch…? Twórca podkreśla, iż pisząc książkę starał się wiernie trzymać faktów, ale wiele z nich nagiął na rzecz powieści, która nie jest i nie miała być pracą naukową. Z Rodzaju posłowia (umieszczonego na ostatnich stronach) dowiadujemy się więcej w tym temacie. Jest to naprawdę interesujące podsumowanie. Dodam jeszcze, że we wstępie przedstawione zostały wszystkie postacie i rycina z widokiem na miasteczko Shongau. Książka od początku do końca jest dobrze pomyślana. Akcja z kolei nawet na chwilę nie podupada, dzięki czemu te bez mała pięćset stron mija jak z bicza strzelił.
Zastanawia mnie trochę tytuł powieści. Dlaczego "Córka kata", skoro to nie o niej w głównej mierze traktuje książka… Jeszcze do któregoś momentu myślałam, że jej rola się rozszerzy, że wpłynie ona jakoś szczególnie na rozwiązanie zagadki – nic bardziej mylnego. Może więc chodzi o dość osobliwe tłumaczenie – oryginalny tytuł "Die Henkerstochter" – znaczy: Henker –kat, Tochter –córka, czyli ten trop również odpada. A zatem wyjaśnienia brak... Przyjmijmy więc, że "Córka kata" brzmi po prostu lepiej niż sam "Kat", czy "Opowieść o kacie z Shongau", który niekwestionowanie jest kluczowym bohaterem tej lektury.
Lektury, po którą niezaprzeczalnie warto sięgnąć, by przeżyć niesamowitą przygodę i otrzeć się o dawne dzieje, wierzenia oraz pewnego rodzaju czary.