Blackout recenzja

Pewnego zimowego dnia w całej Europie następuje zanik w dostawie prądu. Piero Manzano dzięki swoim zdolnościom informatycznym i hakerskim odkrywa, że działania te mogą być spowodowane atakiem terrorystycznym. Próbuje przekazać te informacje władzom, lecz szybko oskarżenia zostają przeniesione na niego. W działaniach tych pomaga mu dziennikarka Lauren Shannon. Jednakże jednym z utrudnień okazuje się dla nich walka o przetrwanie w ogarniętych ciemnością miastach Europy.

To, że nasze życie zależy od elektryczności, jest raczej smutnym faktem. Wystarczy, jeśli na kilkanaście minut zostanie odłączony nam prąd, a wtedy siedzimy odrętwieni, nie wiedząc co ze sobą zrobić. A co się dzieje, kiedy energii elektrycznej nie ma w całym kontynencie przez 2 tygodnie? W dość dystopijny sposób zostało to przedstawione w powieści Marca Elsberga. Przyznam, że bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę, a także przedstawienie działań, do których byli zmuszeni mieszkańcy Europy. Zdecydowanie zachowania te były adekwatne do sytuacji. Mniej natomiast podobała mi się perspektywa polityków poszczególnych krajów. Nie wątpię, że była ona ważna, lecz mnie osobiście bardzo nudziła i niespecjalnie się na nich skupiłam.

Nie da się ukryć, że autor zaszalał z opisami. Zauważyć to można, chociażby po liczbie stron, których jest prawie 800. I w pewnym momencie, zwłaszcza przy opisach politycznych, było ich dla mnie za dużo. Rozumiem, że miały zobrazować sytuację “nowego” świata, ale lepiej ten aspekt został przedstawiony przez przygody Piera Manzana. Pod względem postaci autor również zaszalał, przez co w pewnym momencie kojarzyłam jedynie bohatera, jego pomocnicę oraz szefa Europolu, który dowodził całą akcją ratunkową. Natomiast reszta występujących osób po pewnym czasie zaczęła się zlewać. Szkoda więc, że pan Elsberg po prostu nie skupił się na tych 3-4 ważniejszych bohaterach i nie prowadził tylko z ich perspektywy. Dla mnie takie rozwiązanie byłoby 100 razy atrakcyjniejsze.

Samą książkę wbrew pozorom czytało mi się dość szybko. Spowodowane to było przede wszystkim krótkimi podrozdziałami opisującymi perspektywę danej osoby. Nie ukrywam również, że kiedy akcja zaczęła się bardziej rozkręcać (tak ponad połowy książki) to moja ciekawość tej historii wzrosła.

Nie czułam przerażenia tym czarnym scenariuszem świata bez prądu. Raczej widziałam w tym realizm, który mógłby nastąpić. Niewątpliwie skłania jednak do refleksji nad wpływem elektryczności w naszym życiu. Pomimo niektórych przydługich opisów i dużej ilości stron myślę, że warto zapoznać się z “Blackout”. Zwłaszcza jeśli się jest fanem dystopii, bo z tego gatunku jest zdecydowanie więcej niż z thrillera. Tymczasem ode mnie książka ta dostaje 6.5/10.