Walkerowie zostali zmuszeni do przeprowadzki i może nie byłoby w tym znowu nic, aż tak niezwykłego, gdyby nie okoliczności, które ich do tej sytuacji doprowadziły oraz tajemniczy dom, który pojawił się na ich drodze. Jak się później okazało, żadne z tych zdarzeń nie było przypadkowe. Ot, taki misterny plan, którego zamierzenia miały źródło we wspólnej przeszłości słynnego pisarza, Denvera Kristoffa oraz prapradziadka trójki naszych bohaterów - Rutherforda Walkera. Otóż Ci dwaj panowie swego czasu dokonali niezwykłego odkrycia, znaleźli księgę, obdarzoną niewiarygodnie silną i jednocześnie destrukcyjną mocą - "Księgę Życzeń i Zagłady". To właśnie jej symbol Doktor Jake Walker wyciął pewnego dnia na brzuchu jednego ze swoich pacjentów, co pociągnęło za sobą pozew sądowy, utratę pracy oraz konieczność przeprowadzki.
Tym symbolem było Boskie Oko - znak wielkiej mocy, jak twierdzili starożytni. Wielkiej mocy, nad którą zapanować pragnie od lat Wichrowa Wiedźma, a właściwie Dalia Kristoff, córka pisarza, który wybudował tytułowy Tajemniczy Dom. Niestety bezskutecznie, gdyż na drodze do władzy stoi rzucona przez jej ojca klątwa. W tym momencie do akcji wkracza rodzeństwo Walkerów. Rzucone w tajemniczy fikcyjny świat, niczym z dobrej przygodowej powieści rozpoczyna walkę o przetrwanie, a także powrót do realnego świata, gdzie zostali ich rodzice.
Muszę przyznać, że pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy, widowiskowy i aż prosi się o ekranizację (widać tu reżyserką rękę autora). Niestety sam pomysł to nie wszystko. Mam kilka zarzutów, które zdecydowanie obniżyły moją ogólną ocenę tej książki. Na pierwszy ogień rzućmy głównych bohaterów. Szczerze mówiąc nie wzbudzili mojej sympatii, a ich zachowanie było momentami doprawdy irytujące. Może za wyjątkiem Eleanor, najmłodszej i jednocześnie najbardziej rezolutnej postaci z całej książki. To właśnie ona wpadła na to, jak wybawić z ostatecznej opresji swoje rodzeństwo oraz przyjaciół i doprawdy byłoby to wielkim wyczynem, gdyby rozwiązanie nie nasuwało się samo od momentu, gdy nasi bohaterowie dowiedzieli się o "Księdze życzeń i zagłady", czyli praktycznie od początku powieści.
Na dodatek w konsekwencji biegnących wydarzeń, a było ich sporo, akcja zatoczyła jedno wielkie koło i wróciła do punktu wyjścia, czyniąc większość przygód przeżytych przez rodzeństwo za bezcelowe. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Liczyłam na moment niepewności, zakończenie I tomu w trzymającym w napięciu momencie, który podsycałby ciekawość czytelnika niecierpliwie oczekującego kontynuacji. Niestety nic z tych rzeczy nie nastąpiło. Może postawiłam zbyt wysoką poprzeczkę temu tytułowi? Po tym jak zachwyciłam się "CzarLą..." DiTerlizzi oczekiwałam czegoś równie dobrego i satysfakcjonującego. Tymczasem dostałam książkę tylko dobrą, na granicy z przeciętną, aczkolwiek nie pozbawioną pewnego uroku i myślę, że może się ona spodobać młodszym czytelnikom, do których jest skierowana. Dla mnie jednak nie jest to lektura, do której mogłabym wracać będąc w każdym wieku i niezależnie od tego, ile razy już ją przeczytałam, jak to mam w przypadku cyklu książek o Ani Shirley, czy Harry'm Potterze.