Wojna, to słowo każdy doskonale zna, niektórzy ją przeżyli. Konkluzje nasuwają się same; jedne bardziej, drugie mniej adekwatne, jednak wszyscy widzą w niej główny problem - śmierć. Czai się na każdym kroku, gotowa zagrozić życiu oraz sponiewierać duszę. Mali chłopcy bawią się w bitwy; rzucają do siebie kamieniami, strzelają z procy, ale jak w tym wszystkim ma odnaleźć się kobieta? Na to pytanie odpowie wam książka Łukasza Modelskiego, bowiem w jego powieść nie opowiada, zresztą jak wiele o tej tematyce, o dziarskich mężczyznach, lecz o niepozornych kobietach, które idealnie przystosowały się do tych trudnych czasów.
Z rosnącym entuzjazmem podchodziłam do dzieła Ł. Modelskiego. Lubię czytać o II Wojnie Światowej, a to, co wynikało z opisu zamieszczonego na okładce stanowiło niejaką innowację. Niemalże zawsze sięgałam po pamiętniki, ale były one albo prowadzone z perspektywy ukrywających się Żydówek, bądź też mężczyzn działających w AK. Tutaj jest coś zupełnie innego. Nie dość, że poznajemy losy Polek, to jeszcze działają one w obronie ojczyzny. Pozbywają się zahamowań, by pomóc bliskim. Wyruszają na nieznane terytoria, chociaż nie wiedzą, co je tam czeka. A wszystko to w imieniu? Właśnie; czego? Miłości? A może poczucia spełnionego obowiązku patrioty? Jedno jest pewne: tacy ludzie przyczynili się do tego, iż dzisiejszego dnia nasza ojczyzna jest wolna. Jedenaście kobiet, jedenaście innych historii, które pomimo kontrastów łączą się ze sobą. Z zapartym tchem śledziłam losy bohaterek. Niekiedy wzruszałam się do głębi, innymi razy miałam ochotę krzyczeć z bezsilności.
Dziewczyny wojenne zostały napisane w narracji 1. os., i choć nie jestem jej wielbicielką, to tu pasowała idealnie. Powieść prowadzona jest zwięzłym, oszczędnym językiem. Autor nie używa zbędnego patosu, bo i wojna go nie ma. To tylko potęguje wrażenie prawdziwości. Wiele razy nie potrafiłam utożsamić się z postaciami przedstawionymi w dziełach literackich z prozaicznych powodów: niektóre były zbyt nierealne, a inne nie wpasowały się w czasy, w których przyszło im żyć. Aczykolwiek tu nie miałam podobnych problemów. Akcja toczy się wartko, a końcowe wyjaśnienie, co działo się później z przedstawionymi w książce kobietami niweluje uczucie niedosytu mogące narodzić się po ostatnim zdaniu danej opowieści.
Pisarz przygotował się do przedstawienia tak trudnego tematu, jakim jest wojna. Rozmowy z H. Cieszkowską, M. Grodzką-Gużkowską i Barbarą Matys-Wysiadecką, jak i autobiografie pozwoliły stworzyć ów dzieło z należytym szacunkiem dla zmarłych osób, a także tych, które nie zostały tu opisane. Miałam wrażenie, iż za tymi imionami kryją się także inne osoby. Przecież wiele było podobnych Magdalen, które nie zostały opisane i popadły w zapomnienie. Dzięki tej powieści pamięć o nich, bohaterskich dziewczynach, może przetrwać.
Podsumowując, gorąco polecam Dziewczyny wojenne każdemu. Nie ważne, czy historia należy do waszych zainteresować, czy też nie. Książka niesie ze sobą prawdy moralne, a także niewyobrażalne bohaterstwo. Zmuszone do tego, by przekroczyć tę cienką granicę między dorosłością a byciem dzieckiem, postaci stają się dla czytelnika bliskie i niemalże dojrzewają pod jego okiem. Przechodzą z stadium marzeń o jeździe na łyżwach do szarej rzeczywistości, odsłaniając to, co kryje się za kotarą wspomnień.
Recenzję opublikowałam uprzednio na blogu: recenzje-powiesci.blogspot.com