Zaliczam się do grona fanów pióra Izabeli Janiszewskiej. Jakiś czas temu przekonała mnie swoją trylogią, że warto dawać szansę polskim kryminałom i wielokrotnie polecałem ludziom lekturę „Wrzasku”, „Histerii” i „Amoku”. Przede wszystkim za niebanalne pomysły i wykreowanie głównych postaci, które wyjątkowo polubiłem, wiedząc, że one prawdopodobnie nie polubiłyby mnie. Wybaczyłem Janiszewskiej nawet to, że nieodwołalnie postanowiła zakończyć ten dobry cykl uśmiercając Bruna Wilczyńskiego. To już przywilej pisarza, że może być mordercą i nie ponosi większych konsekwencji swoich działań niż złamanie serc kilku czytelników. Jeśli może po tym spokojnie spać, to cóż, prawdopodobnie nadaje się na autora kryminałów.
Pełen jak najcieplejszych uczuć względem wspomnianej trylogii, nie posiadałem się z radości gdy otrzymałem „Apartament” do recenzji. „Wrzask” skusił mnie do lektury okładką. „Apartament” by tego nie zrobił, bo rzekome odbicie kobiety w gałce drzwi wydaje się być nieco tandetne. Nie zostało wykonane przez mistrza Photoshopa, ale to detal. W tym wypadku to nazwisko autorki było tym co mnie przyciągnęło do lektury. Celowo nie czytałem wcześniej nic na temat tej książki (opinii, recenzji, ocen, zarysu fabuły), aby nacieszyć się nią po swojemu. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że po bardzo dobrym otwarciu, z czasem mój entuzjazm nieco przygasł.
FIGHT CLUB PO POLSKU
Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły mogę napisać, że Tomasz Engel – pisarz przeżywający kryzys twórczy – postanawia spędzić weekend w luksusowym hotelu w Karkonoszach. Gdy nasz bohater budzi się po pierwszej nocy, orientuje się, że jego żona – piętnaście lat młodsza Nina – zniknęła! Rozpoczynają się jej poszukiwania. I trwają, i trwają, i trwają… Książka nie jest wybitnie długa (daleko jej do Dostojewskiego czy„Na wschód od Edenu”Steinbecka), ale nie ukrywam, że w pewnym momencie byłem już poirytowany tym, ile Tomasz jeszcze planuje chodzić po tym hotelu przetrząsając każdy kąt.
Na swojej drodze spotyka kilku pracowników hotelu, którzy choć wydają się być chętni do pomocy, dość szybko zaczynają podejrzewać Tomasza o urojenia, gdy okazuje się, że nikt nie widział jego żony poza samym poszukującym. Ten z kolei wszystkich podejrzewa o spisek i porwanie Niny. I tak się to toczy przez większość książki. Co jakiś czas „do akcji” włącza się też wyjątkowo chamski Wiktor, gość hotelu który uparł się by jako jedyny wspierać Tomasza. To od początku wydawało mi się dziwne. Obawiam się jednak, że czytelnicy, którzy znają „Fight club” dość szybko przejrzą zamysł Izabeli Janiszewskiej. Ja zrobiłem to zbyt szybko… A może po prostu przeczytałem już zbyt wiele książek, gdzie stosowany jest podobny zabieg.
CZY WSZYSTKO MOŻNA WYPRZEĆ?
Jednak nawet jeśli domyślicie się dlaczego Wiktor, ten ohydny typ, tak chętnie pomaga Tomaszowi, to i tak koniec końców zostaniecie zaskoczeni. Tego jestem praktycznie pewien, że nikt nie zdoła domyślić się całości historii. Co z jednej strony jest plusem książki, z drugiej jednak strony każe się zastanowić czy aby całość fabuły nie została „odrobinę przekombinowana”? Może to skaza na mojej czytelniczej duszy wywołana dużą ilością reportaży, jednak preferuję książki, które są nawet jeśli nie prawdopodobne, to przynajmniej wiarygodne. Czy to co odkrywa Izabela Janiszewska na końcowych stronach mogłoby się wydarzyć? Jak zachęcał swego czasu Łona z Webberem – śmiem mieć wątpliwość.
Zaczyna mnie drażnić w kryminałach tłumaczenie niewytłumaczalnego wyparciem. Nie wątpię w moc mechanizmu wyparcia. Nie robiłem co prawda researchu naukowego na ten temat, ale wystarczy mi znajomość samego siebie. Wielu rzeczy nie pamiętam. Wiem, że w ekstremalnych przypadkach człowiek może zbudować sobie alternatywne wspomnienia wobec tego co się wydarzyło. Jednak zastanawiam się czy stosowanie tego wybiegu w kryminałach nie jest pewnego rodzaju pójściem na łatwiznę. Nie uważam oczywiście, że Izabela Janiszewska nie wykonała wielkiej pracy przy pisaniu książki. Po prostu to kolejna książka w niedługim czasie (wcześniej było to „Wybaczam ci” od Remigiusza Mroza), kiedy to co niewytłumaczalne jest wytłumaczone właśnie wyparciem rzeczywistości przez bohatera. Irytuje mnie to dlatego, że czytelnik nie ma za bardzo szans rozgryźć zagadki, jak to ma miejsce w klasycznych kryminałach np. od Agathy Christie, ponieważ de facto nie ma tu zagadki. Jest po prostu niewiarygodna historia. Pytanie jednak czy taka książka nadal pozostaje kryminałem?
ŁYŻKA MIODU DO TEJ BECZKI DZIEGCIU
Możecie odnieść wrażenie, że odrobinę „przejechałem się” po tej książce. Nie chciałbym Was zostawić z takim odczuciem. Cenię sobie autorkę i może dlatego mam wobec niej wyższe oczekiwania niż od innych.
„Apartament” mogę zdecydowanie pochwalić za styl i język. Janiszewską czyta się dobrze. Może nie jest to kopalnia cytatów, które warto oprawiać w ramki, ale nie tego szukamy w dobrych kryminałach. Książka nie jest też wulgarna, co jest moim zarzutem wobec wielu wydawanych ostatnio pozycji z tego gatunku. Pojawia się kilka przekleństw, ale sporadycznie. Cieszę się, że autorka zdaje sobie sprawę z tego, że nie każdy w tym kraju przeklina, a co za tym idzie, nie każdy czytelnik książek gdy zaszyje się z herbatą pod kocem chce być epatowany wulgaryzmami. Jak powiadał Maurice w „IT Crowd”: „Moje uszy to nie toaleta”, i dlatego przez dłuższy czas nie sięgałem po polskie kryminały.
Prawda jest jednak taka, że „Apartament” nie porwał mnie na tyle, bym gonił Was do księgarni. To dobra książka, ale nie wybitna. Gdybym zaczął od „Apartamentu” niekoniecznie sięgnąłbym po trylogię o Larysie Luboń i Bruno Wilczyńskim. Dlatego wciąż polecał będę na pierwsze spotkanie z Janiszewską właśnie „Wrzask”.
W tak idealnym miejscu nawet zbrodnie muszą być doskonałe. Wszystkie małżeństwa mają swoje tajemnice. Lecz tylko niektóre z nich są równie wstrząsające. Nina i Tomasz Engelowie przyjeżdżają do luksu...
Wiem, że w ekstremalnych przypadkach człowiek może zbudować sobie alternatywne wspomnienia wobec tego co się wydarzyło. Jednak zastanawiam się czy stosowanie tego wybiegu w kryminałach nie jest pewnego rodzaju pójściem na łatwiznę.
A ja wiem, skoro takie zjawiska są rzeczą ludzką... Ostatnio obejrzałam sobie moich ulubionych "Skazanych na Shawshank" i tam na samym początku w sądzie bohater nie potrafi czegoś wytłumaczyć, bo - jak sam zauważa - był mocno rozdrażniony i nie wszystko do niego docierało. No i tyle, jego los został przesądzony. Zostaje skazany. Nie traktowałabym takich rzeczy jako pójście na łatwiznę.
Nie neguję tego mechanizmu. Zupełnie nie. Zgadzam się, że możemy w zburzeniu coś zrobić i o tym zapomnieć, ale w przypadku tej historii uważam, że to mało prawdopodobne, żeby bohaterowi odebrano 4 dzieci i on absolutnie by nie pamiętał o ich istnieniu... :)
W tak idealnym miejscu nawet zbrodnie muszą być doskonałe. Wszystkie małżeństwa mają swoje tajemnice. Lecz tylko niektóre z nich są równie wstrząsające. Nina i Tomasz Engelowie przyjeżdżają do luksu...
Tomasz Engel wraz z żoną wyjeżdża w Karkonosze. W luksusowym hotelu chce złapać oddech, odpocząć, ale liczy także na to, że w spokojnym, majestatycznym otoczeniu gór odnajdzie wenę. Jako pisarz z jed...
Jesienny chłód nie pozwalał zasnąć. Deszcz nieśmiało pukał o szybę, wybijając rytmiczne dźwięki. Czas się zatrzymał, a wraz z nim wspomnienia, które czekały na odpowiedni moment, by dać o sobie znać....
@Zaczytane_koty
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...