Jesteś za pewne przekonany, że Twój futrzany pupil rozumie wszystkie wypowiadane przez Ciebie słowa, ale czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy nie jest on zaklętym w zwierzęcą skórę człowiekiem, na którego wieki temu została rzucona klątwa?
Kelsey, główna bohaterka książki, zdecydowanie nie zdawała sobie sprawy, że tygrys, nad którym sprawuje opiekę, jest w rzeczywistości indyjskim księciem. Myślała też, że dorywcze, wakacyjne zatrudnienie w cyrku będzie tylko nic nieznaczącym epizodem w jej życiu, podczas gdy ta praca całkowicie odmieniła otaczającą ją rzeczywistość. Nastolatkę spotkała historia niczym ze znanej wszystkim bajki o królewiczu zaklętym w żabę.
Zacznijmy jednak od początku. Osiemnastoletnia Kelsey Hayes kończy edukację w liceum i załapuje się na dwutygodniowy angaż w pobliskim cyrku. W tym krótkim czasie zaprzyjaźnia się z Renem, wyjątkowo łagodnym tygrysem, który stanowi główną cyrkową atrakcję. Jednak na ich drodze staje tajemniczy pan Kadam. Chce on kupić ulubieńca publiczności i przetransportować go na teren Indii do specjalnego rezerwatu. Widząc silną więź, która łączy nową pracownicę ze zwierzęciem, mężczyzna proponuje Kelsey odpłatną opiekę nad Dhirenem w czasie podróży na inny kontynent. I już w tym momencie mamy do czynienia z niezwykłą, aż ciśnie się na usta słowo, głupotą autorki książki, ponieważ bohaterka pracę przyjmuje. Zatrzymajmy się tu przez chwilę i zastanówmy, czy to logiczne, że dziewczyna, która dopiero co skończyła szkołę, z tygrysem miała do czynienia przez nieco ponad tydzień i co najważniejsze w zupełności nie jest przekonana, czy pan Kadam jest osobą godną zaufania, dostaje pozwolenie od opiekunów na wyjazd nie tylko do innego kraju, ale i na inny kontynent?!
Przebolejmy jednak ten brak logiki i przejdźmy dalej. Po locie ekskluzywnym samolotem znajdujemy się wreszcie w Indiach i co się tu okazuje? Że pan Kadam wykiwał naiwną Kesley i pozostawił ją i tygrysa na pastwę losu, oh biedulka, nie ma to jak bezgraniczne zaufanie nieznajomym. Ale nie martwicie się, dziewczyna ma przy sobie dzikiego tygrysa, który na pewno zna drogę przez dżunglę i uratuje ją z opresji. Ciekawe tylko, czy bohaterka dotrwa do końca podróży skoro czekoladowymi batonikami, jedynym pożywieniem zresztą jakie ma, woli karmić zwierzę niż samą siebie.
W dalszej części książki dowiadujemy się, że Kesley jest wybranką mitologicznej bogini Durgi, dzięki czemu jest w stanie uwolnić Rena od ciążącej nad nim klątwy. Musi tylko pomóc mu w znalezieniu paru magicznych przedmiotów, których zdobycie będzie stanowiło nie lada wyzwanie.
Wydaje mi się, że już zdaliście sobie sprawę jak wiele rzeczy w tej książce mnie irytowało. Nielogiczne zdarzenia, dziecinna i nijaka główna bohaterka, dodajmy do tego jeszcze wyidealizowanego z każdej strony Dhirena, urywanie kluczowych przygód w samym środku akcji, bądź też hiperbolizowanie ich znaczenia i co otrzymujemy z tej mieszanki? Kompletny gniot? Ależ nie! Światowy bestseller!
Zejdźmy jednak troszkę z tonu. W końcu książka to nie tylko same minusy, przecież czwórkę musiałam jej za coś postawić. Colleen Houck ma całkiem przyjemny styl pisania, a wplecenie w akcje mitologii indyjskiej było ciekawym pomysłem. Wydawca uraczył nas też urzekającą okładką. Jednak w tym wypadku plusy wypadają bardzo blado w zestawieniu ze wszelkimi, przedstawionymi wcześniej niedociągnięciami i mankamentami.
„Klątwa tygrysa” to pozycja wręcz obowiązkowa dla wszystkich fanów cnotliwych opowiastek i nijakich bohaterek w stylu Belli. Poleciłabym ją także każdej osobie o skłonnościach masochistycznych, która lubi znęcać się nad samą sobą. Lektura tej powieści z pewnością sprawi takiemu człowiekowi przyjemność.