Od pierwszej chwili, kiedy w moich rękach znalazła się powieść Bei Fitzgerald, miałam ogromną ochotę przeczytać tę powieść jak najszybciej. Życie jednak zweryfikowało moje plany, a lektura musiała chwilę poczekać. Nadszedł jednak ten czas, kiedy nareszcie mogę opowiedzieć Wam o swoich wrażeniach po jej skończeniu — a te należą do naprawdę pozytywnych!
Lata temu ktoś zaczął rozpowiadać, że Persefona pełniła funkcję tylko i wyłącznie pionka w politycznej grze. Ponadto — podstępem zmuszono ją do poślubienia Hadesa... Jednak co, jeśli to wcale nie było tak? Ta Persefona sama postanowiła wskoczyć do Hadesu, ale nie żeby wyjść na zapatrzonego w siebie władcę, ale by zawrzeć pewien układ... Tylko jak przekonać tak upartego boga do planu, który ma wstrząsnąć całym Olimpem?
Zaczynając lekturę tej powieści, nastawiłam się na dobrą rozrywkę, tak po prostu. Czytałam wcześniej kilka opinii na jej temat, większość z nich przedstawiała ten tytuł w jasnych barwach, tak więc i ja postanowiłam zachować optymizm. Szybko okazało się, że faktycznie — powieść zdołała wciągnąć mnie od pierwszej strony, a charyzmatyczna Persefona skutecznie skupiła na sobie moją uwagę.
Skoro o niej już wspomniałam, to i poszerzę swoją wypowiedź. Persefona to tego typu postać, której zachowanie może jednocześnie wzbudzać niedowierzanie, ale i pewnego rodzaju podziw. Szczerze mówiąc pomysł, by to ona sama wskoczyła w podziemia Hadesu, z własnej nieprzymuszonej woli był... naprawdę ciekawy. Uważam tę bohaterkę za dobrze wykreowaną, którą naprawdę da się lubić i która po prostu przyciąga wzrok.
Hades z kolei... No jak to Hades. Rzekłabym nawet, że jak typowy bad boy, postanowił uraczyć mnie swoim charakterkiem, którego nie sposób okiełznać. Poznawanie jego oraz obserwowanie rozwoju relacji pomiędzy nim a Persefoną było okrutnie ciekawym doświadczeniem i muszę przyznać, że chemia pomiędzy nimi była naprawdę wyczuwalna (przynajmniej w moim odczuciu).
Bea Fitzgerald ma naprawdę dobre pióro, co przyznam szczerze, mnie zaskoczyło, ale oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Autorka doskonale zadbała o to, by opisywana akcja była dynamiczna, a kolejne zwroty akcji okazywały się na tyle wciągające, bym nie potrafiła przestać myśleć o tej pozycji chociaż na chwilę. Tak, zdarzało się, że i w pracy wracałam myślami do tej historii i pragnęłam za wszelką cenę czytać dalej.
Mimo moich zachwytów to nie jest w stu procentach książka idealna. Poza momentami, w których działo się bardzo dużo, zdarzały i się chwile zastoju, w których lektura powieści nie trzymała mnie przy sobie na tyle mocno, bym faktycznie mogła pochłonąć tę książkę w jeden wieczór — z tego względu lekturę rozłożyłam sobie na kilka dni.
Girl, Goddess, Queen to pozycja, która zaskoczyła mnie pozytywnie pod wieloma względami i uważam, że jest to naprawdę dobra książka — zaskakująca, wciągająca i sprawiająca, że przez niektóre fragmenty nie sposób nie myśleć o tej historii. Cieszę się, że miałam szansę ją poznać i jeśli zostanie wydana u nas jakaś inna książka spod pióra autorki – z przyjemnością po nią sięgnę.