Marcel Moss to bez wątpienia literacki głos naszego pokolenia. On pisze o tym, co wcześniej było tematem tabu, a niektórym było nawet zupełnie obce. Biorę w ciemno każdą jego książkę, bo choć fabuła nie zawsze w pełni mnie satysfakcjonuje, to podejmowane kwestie sprawiają, że zwyczajnie nie wolno przejść obok nich obojętnie.
"Nie wiesz nic" to trzecia książka, której akcja toczy się w Liceum Freuda i stanowi bezpośrednią kontynuację "Nie wiesz wszystkiego". Wydarzenia opisane we "Wszyscy muszą zginąć" rozgrywają się za to dopiero po tych, które stanowią fabułę najnowszej powieści, ja czytałam je jednak w takiej kolejności w jakiej były wydawane. Autor tworzy zresztą prawdziwe uniwersum, pozwalając bohaterom płynnie przenikać między seriami. Jedną z uczennic Liceum Freuda jest Nina, którą mogliśmy poznać w "Nie patrz", czyli w drugim tomie Trylogii Hejterskiej, a w "Nie wiesz nic" pojawiła się Sandra z serii "Echo".
Podeszłam do lektury z olbrzymimi oczekiwaniami po pierwszej części. Dostałam jednak zupełnie inną fabułę niż się spodziewałam, co wcale nie znaczy, że jestem rozczarowana. Liczyłam na to, że Marcel będzie się bardziej trzymał konwencji, według której stworzył "Nie wiesz wszystkiego", opartej przede wszystkim na realizmie. Tym razem już prolog mroził krew w żyłach, a im dalej w las (dosłownie), tym mroczniej i bardziej niebezpiecznie było.
Książkę możemy podzielić w zasadzie na dwie części: warszawską i bieszczadzką, które teoretycznie są ze sobą powiązane, a w praktyce prolog spowodował, że gnałam przez kolejne strony, by dowiedzieć się, co do niego doprowadziło i jak się to wszystko zakończyło. I mam wrażenie, że dostałam od autora pstryczka w nos, bo ten wątek ostatecznie wydał mi się mało prawdopodobny i wręcz niepotrzebny, gdyż skutecznie odciągał uwagę od innych, bardzo ważnych tematów poruszonych w tej powieści. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie po przeczytaniu, była taka, że muszę już na spokojnie przejść przez tę książkę jeszcze raz i w pełni skupić się już na części warszawskiej.
O samej fabule nie chcę pisać zbyt wiele, ponieważ jest mocno powiązana z pierwszą częścią. Mam wrażenie, że Marcel przemyca w tym tomie wiele drobnych sugestii dotyczących kontynuacji. Nie mówię, że wiem, o co konkretnie chodzi, ale sądzę, że na niektóre wątki czy bohaterów celowo była zwracana nasza uwaga.
Po raz kolejny Marcel pokazał, że problemy nastolatków wcale nie są takie błahe jak się dorosłym wydaje. Szczególnie trudno im się z nimi mierzyć, gdy nie wiedzą, gdzie szukać wsparcia i pomocy. O wiele łatwiej jest im anonimowo napisać o swoich rozterkach niż porozmawiać o nich z kimś bliskim. To już trochę znak czasów, ale autor wlewa też w nasze serca nadzieję, pokazując ludzi, którzy chcą bezinteresownie zwyczajnie być dla drugiej osoby.
Dużą wartością tej książki jest też wątek poważnej choroby, przez to, że możemy zobaczyć jak mierzy się z tym osoba chora, ale też jej otoczenie. Bardzo ważnym przesłaniem jest to, że choroba to nie jest coś, czego powinniśmy się wstydzić. I chociaż to tylko fikcja, to bardzo kibicuje bohaterkom, których to dotyczy.
Liczę na to, że w kolejnej części autor nawiąże do konstrukcji "Nie wiesz wszystkiego", bo ona w moim odczuciu bardziej uwypuklała problemy społeczne, które w "Nie wiesz nic" były jakby na drugim planie, a transseksualność, coming out czy poważna choroba, zdecydowanie nie powinny być przyćmione. Nie są jednak spłycone, Marcel je rozwija bardzo głęboko i dlatego uważam, że to kolejna książka, którą powinien przeczytać każdy.
Moje 8/10.