Co, to ma być legitna książka? Bo przypomina raczej pracę licencjacką - i to taką, przy której promotor zapomniał wspomnieć, że prace naukowe powinny generalnie do czegoś zmierzać. Jaka tu jest teza? Że co, ludzie mają skłonności religijne? Bardzo odkrywcze. Struktura na zasadzie "a poruszę taki wątek, jaki akurat mi przyjdzie do głowy" też nasuwa studenckie "o cholera, na jutrzejsze seminarium muszę przynieść nowy fragment pracy, co by tu napisać, żeby było?". Dlaczego książka zaczyna się od rozważań o komunistycznych ateistach, a potem przechodzi do historii religii? Kto wie, niech recenzent pracy dopytuje.
O ile ta praca w ogóle przejdzie, skoro jej połowa to cytaty na akapity - nierzadko wyrwane z kontekstu, bez bibliografii (no bo co ci widzieć, skąd to autor wziął? Żeby samemu sobie zobaczyć? Nie interesuj się!). Opisy fundamentów poszczególnych religii są tak ogólnikowe, jak tylko być mogą, a rozdzialik o islamie jest po prostu śmiechu warty - Kochańczyk ma tu mocną opinię i upycha kolanem przedstawicieli drugiej co do wielkości religii z trzema odłamami wyznawanej przez prawie 1/4 globu do jednego wora. O ateistach to mi szkoda nawet zaczynać, bo autor zatrzymał się w tym temacie na "ateiści traktują człowieka jak boga, to jest Stalina", i dalej nie ruszy. A mówimy tu o pozycji wydanej w 2013, no chyba zdarzyło mu się zetknąć z ludźmi, którzy tak najzwyczajniej w świecie nie wierzą w Siłę Wyższą bez nadczłowiekowego ideolo. Z całą resztą nie lepiej, chociażby zmierzenie się z filozofią Marksa to głównie wytykanie, że miał nieślubne dziecko, był nadęty i nie mył się za uszami. O relacji boga z człowiekiem autor nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
W ogóle mimo roku wydania ta pozycja zalatuje latami 90, a w końcowym rozdziale o ezoteryzmie to już capi parafialnym plakatem z końca XX wieku na całego. Era Wodnika (jakże passé!), przekonanie, że ideały satanizmu przenikają do "Gwiezdnych Wojen" i przygód Indiany Jonesa, death metal to "rockowe litanie do szatana mające wyzwolić wielkość nowych nadludzi", a już fragmenty o grach komputerowych!... Powoływanie się na taki autorytet, jak "Sekty i Fakty", brak tytułów omawianych gier - a sprawa jest wszak poważna i wymagająca zbadania, skoro mowa o wcielanie się w "potężnych czarowników, rzucających w wirtualnym świecie śmiertelne klątwy, miażdżące głowy słabszym graczom, a niekiedy nawet... składające siebie w ofierze szatanowi". "Gry komputerowe, które nakazywałyby uczestnikom śpiewać w chórze kościelnym i pomagać wdowom czy sierotom byłyby nudne, dlatego też w wirtualnym świecie niewiele jest aniołów, za to dominuje z natury rzeczy królestwo szatana", ubolewa autor. No przykro, że chrześcijanie tak absolutnie ssą w robieniu gier (poproszę o F na czacie dla "Ja Jestem") i totalnie nie potrafią nic ciekawego zrobić w tym aspekcie ze swoją marką, ale żeby od razu domniemywać, że w związku z tym cała reszta to domena Złego, od Mario zaczynając, na "Stardew Valley" kończąc? Ja mogę o tym długo, ale ta dyskusja zrobiła się oczywista i nudna już na przełomie tysiąclecia.
A, jeszcze Potter, no bo to przecież ten człon tytułu was zaciekawił, nie? Jest o nim cała jedna strona, której pół zajmują cytaty z "Harry Potter. Filozoficzny czarodziej" Gaarego i Sjaastada (nie, autorze, ten drugi gość nie ma na nazwisko "Sjaast"). "No tak! Wreszcie wiemy, co współcześni mali czarodzieje wielkiej literatury mają na myśli!", kończy ten wątek i całą książkę Kochańczyk. Nie wiem, skąd liczba mnoga, bo ja ni cholery nie wiem, do jakiej konkluzji ta kwestia doszła. "Komuniści, naziści i Harry Potter" to nudny kolaż cytatów pełen niedomówień, banałów, braku szerszej perspektywy i zwyczajnych bzdur, które wydano o jakieś dwadzieścia lat za późno.
[Recenzja została po raz pierwszy opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]