Ten tom serii z Maigretem zaczyna się tak, że nasz komisarz, będący na trzy lata przed emeryturą, dostaje propozycję objęcia stanowiska dyrektora Biura Policji Kryminalnej, jest to niesamowity awans, ale Maigret odmawia. Od pracy za biurkiem woli prowadzenie śledztw, wałęsanie się po Paryżu i rozmowy z ludźmi, to jest jego żywioł. Wątek awansu zostaje szybko porzucony przez Simenona, a szkoda, bo jest potencjalnie ciekawy.
A sama intryga kryminalna zaczyna się tak, że do komisarza zgłasza się żona znanego paryskiego notariusza, bo mąż zniknął miesiąc wcześniej i nie daje znaku życia. Zdarzało mu się wcześniej urywać na parę dni, miał wiele przelotnych romansów z dziewczynami z nocnych klubów, ale zawsze wracał.
A potem pojawia się trup i wątek morderstwa, dzieje się. W trakcie śledztwa Maigret dokopuje się do historii małżeństwa notariusza, mąż był powszechnie lubiany a żona, Nathalie, to prawdziwa megiera, wiecznie niezadowolona, mówi Maigretowi jeden z przyjaciół notariusza: „Jedną z manii Nathalie stanowiła chęć poniżania męża w oczach przyjaciół... Upokarzała go jak mogła w ich towarzystwie. A on na to nie reagował. Nigdy słowem jej nie odpowiadał. Prowadził w dalszym ciągu rozmowę, jak gdyby nic nie zauważył...” No cóż, kolejne kompletnie nieudane małżeństwo, pytanie, dlaczego się nie rozwiedli? Dostajemy mętną odpowiedź, że rozwód mocno zaszkodziłby interesom notariusza, przyjaciel dodaje: „może dlatego, że na rozprawie sądowej wyciągnięto by jako argument przeciwko niemu jego nocne życie, co na pewno byłoby nie na rękę.” No cóż, można i tak...
Przy okazji poznajemy atmosferę bogatego domu notariusza, z liczną służbą i staroświeckim umeblowaniem, niby z XIX wieku. To dla mnie egzotyka, ale myślę sobie, że we Francji wciąż się takie domy spotyka.
W drugiej części, jak to często zdarza się u Simenona, tempo siada, książka staje się nudna, informacje się powtarzają, już się domyślamy, kto jest zabójcą, przyznanie się to tylko kwestia czasu.
Książka jest podobna do wielu innych w serii z Maigretem, zacząłem ją czytać z wielkim zainteresowaniem, ale w miarę lektury zapał gasł, skończyłem z trudem i lekko znudzony. No cóż, stary Simenon powtarza się niestety.