Dziś recenzja nieco zapomnianej książki: Gazeta Wyborcza i okolice. Publikacja ma kilka edycji, ja czytałam tę z 2006 roku. Przydałoby się coś aktualniejszego.
Pierwszy numer pisma ukazał się 8 maja 1989 roku. Powstała na mocy uzgodnień Obrad Okrągłego Stołu, jako organ prasowy Komitetu Obywatelskiego ''Solidarność". Pierwotnie miała nazywać się Gazetą Codzienną, przymiotnik ''wyborcza" miał obowiązywać tylko w czasie kampanii wyborczej.
Lech Wałęsa powierza przywództwo Adamowi Michnikowi, który już wkrótce wysmaży tekst: Dlaczego nie oddam głosu na Lecha Wałęsę, nazywając go ''małym Mussolinim". Na razie przyszły prezydent uważa: Nie ma wolności bez Solidarności. Słynny jest również artykuł redaktora naczelnego opublikowany na łamach dziennika: Wasz prezydent, nasz premier, w którym to Michnik optował za wyborem prezydenta mającego poparcie PZPR.
Publicyści pisma wygłaszali tyrady: Czujemy się związani z ,,Solidarnością", lecz zamierzamy przedstawiać poglądy i opinie całego niezależnego społeczeństwa, różnych opozycyjnych kierunków. Doprawdy? I jakie są tego skutki? Mizerne, sądząc po artykułach. Ku przypomnieniu, bo wielu traktuje organ Adama Michnika jako wyrocznię w wielu sprawach (społecznych, politycznych, obyczajowych). Jeden z byłych pracowników konkludował (czyżby wytyczenie wyraźnej linii dziennika?): Gazeta coraz mocniej nas krępowała. Zdarzało się, że wysyłano mnie na reportaż z gotową instrukcją: poprzeć tego, zaatakować tamtego. Ten sposób postępowania mi nie odpowiadał, i gdy odszedłem, poczułem wielką ulgę.
Stanisław Remuszko był jednym ''z nich", pracował w GW. Przytacza kserokopie dokumentów. Odmalowuje portret tzw. salonowych dziennikarzy: Jako naoczny świadek wydarzeń napisałem wysoce krytyczną dokumentalno-publicystyczną książkę o Agorze, Gazecie Wyborczej Michniku, w której wielokrotnie i expressis verbis oskarżyłem to towarzystwo nie o jakieś duperele, lecz o konkretne czyny obrzydliwe moralnie [...].
Publicysta unika wulgaryzmów, stygmatyzowania. Dostajemy osobisty obraz Wyborczej, subiektywny, który nie traci na swej aktualności. Rację ma Bronisław Wildstein, podkreślając: Kiedy Adam Michnik tworzył Gazetę Wyborczą, to był projekt polityczny, upatrzony na to, aby zablokować rozwój III RP i dać władzę określonej grupie ludzi. Ale żeby tego dokonać, należało relatywizować fundamentalne pojęcia, zakwestionować pewne normy.
Organ ten od lat próbuje ''wychowywać" Polaków na własną modłę, dyktuje w kwestiach światopoglądowych. Dziennikarze tego medium narzucają określony sposób postępowania, myślenia. Swoje tezy podpierają wynurzeniami autorytetów adekwatnymi do ich retoryki. A jeśli ktoś myśli inaczej, to trzeba go odseparować, izolować, zepchnąć na margines. Wolność rozumieją po swojemu.