Zimno, przeraźliwie zimno. Cztery osoby nadzorujące obiekt – Instytut Północny. Zamknięci, odcięci od świata. Ze względu na tajemniczy wirus nie mogą opuścić budynku. Helikopter przylatuje raz w tygodniu i otrzymują teczkę z zadaniami do wykonania. Zadania wykonywane przez nadzorców pracujących w Instytucie wydają się być absurdalne, czy jednak rzeczywiście takie są? A może my na co dzień nie mamy czasu, żeby nad wieloma rzeczami się zastanawiać? Badanie, czy krzesła są wygodne do siedzenia, płaskości podłogi za pomocą piłeczek golfowych, uszkodzeń w panelach i czy mają wpływ na wypadki, mechanizmów rolet, czy działają prawidłowo. Wszechobecny śnieg przeraża swoim bezmiarem i „to coś”, co wystaje z białego puchu i jest bliżej nieokreślone a budzi niepokój wśród załogi. Czy Cline, Gibbs i ich Szef oraz tajemniczy lokator Instytutu Gilroy rozwiążą tajemnicę rzeczy ukrytej w śniegu? Jaki jest cel ich pracy?
Powieść „To coś w śniegu” wciąga, fascynuje a z każdą przewróconą stroną wzbudza coraz więcej dysonansów. Świetne ćwiczenia z uważności i ćwiczące cierpliwość – chcę dowiedzieć się o co chodzi i nie mogę tego uchwycić… Odczuwam ciągły dyskomfort a jednocześnie moja ciekawość cały czas jest pobudzana i rozbudzana. Jest mi zimno i przeraża mnie śnieg, spod którego nie widać nawet horyzontu… „Choć śnieg nie jest najbardziej bezlitosnym żołdakiem zimna, pod wieloma względami jest najcenniejszy. Przyjemnie jest patrzeć jak zimą pokrywa szarą śmierć traw prostą, mieniącą się bielą. Przeszkadza nam, zachęcając do opuszczenia bezpiecznego ciepła pomieszczeń, by go usunąć. Wyciąga dzieci z domów, by się w nim bawiły, narażając je na najróżniejsze zakusy zimna. Na jego widok dreszczyk emocji przechodzi nawet tych, którzy czują przed nim strach. Na dowód tego wystarczy się zastanowić jak opisują go prognozy: w centymetrach. Chcemy wiedzieć, ile się go nagromadzi. Implikuje to rodzaj daru; śnieg, chcemy tego, czy nie, jest nam dany. Wszystko to przesłania jednak faktyczne działanie śniegu: że nam zasłania, zakrywa, zabiera”. „Fakt, ze zimno niewspółmiernie mocno atakuje męskość, jest nie tylko kwestią biologii, lecz symbolem ostatecznego celu zimna, jakim jest pełna kastracja duszy”.
Zachwycam się powieścią „To coś w śniegu”. Nielogicznie logiczna, absurdalnie rzeczywista z głębią przemyśleń na temat pracy i jej celu, ludzkich zachowań w sytuacji zagrożenia i zamknięcia, wpływie wydarzeń z dzieciństwa na nasze dorosłe życie, refleksjach o zasadności nazywania, badania i sprawdzania wszystkiego, co nas otacza. Konfrontacja z tym, czego nazwać nie umiemy jest trudna. „Chęć negacji często rodzi się ze strachu. Nasila się wtedy, gdy to, czemu próbujemy zaprzeczyć, staje się coraz trudniejsze do zakwestionowania. A chęć negacji w połączeniu z wycieńczeniem może zrodzić coś jeszcze: niebezpieczny poziom arogancji. Zaprzeczenie temu, co oczywiste, przestaje być mechanizmem obronnym i staje się potrzebą tak głęboką, że może skłaniać do robienia rzeczy, o których wie się, że są potencjalnie niebezpieczne”.
Polecam, czytajcie.
Za egzemplarz dziękuję Klubowi Recenzenta nakanapie.pl.