"Ja, diablica" to książka, po którą od lat planowałam sięgnąć kuszona pozytywnymi opiniami. I w końcu przyszła możliwość poznania jej i to w nowej, bardzo ładnie wydanej edycji. Decydując się na nią postanowiłam sobie, że podejdę do niej jak do lektury, która nie musi być idealna, ponieważ na rynku wydawniczym pojawiła się już kilka lat wstecz, kiedy trendy było nieco inne niż obecnie. I szczerze muszę przyznać, że chociaż nie jest to idealna historia, to była to całkiem fajna.
Historia Wiktorii, która staje się diablicą jest wymyślona z pomysłem, choć sama główna bohaterka nieco mnie męczyła swoim ciągłym mówieniem o Piotrku. Jej świergot do niego i zachwyt były okropne. Jednak miała też przebłyski sarkazmu, który lubię w książkach i trochę dodawał jej charakteru.
W historii poznajemy także diabły Beletha, Azazela oraz diablicę Kleopatrę. I to właśnie ich osobowości sprawiały, że przyjemnie czytało się historię. Uwielbiam ich diabelskie pomysły, a także czarny humor i bezpośredniość w wypowiedziach. To zdecydowanie barwne postaci, bez których sama Wiktoria wypada słabo.
Katarzyna Berenika Miszczuk miała ciekawy pomysł na wykreowaną fabułę. Jest tutaj motyw iskry bożej, diablic kuszących dusze, diabłów i aniołów, a także szatańskich zagrywek. Wizja piekła i nieba, którą stworzyła jest oryginalna i mocno różni się od standardowego obrazu. Było to dla mnie miłe zaskoczenie. W końcu tutaj w piekle żyje się jak w luksusie, jest dostęp do wszystkie i nikt nie smaży się w ogniu czy gotuje w smole.
W zaprezentowanej historii nie brakuje interesujących momentów czy faktów, jednak trochę za mocno według mnie skupia się na miłosnych rozterkach Wiktorii. Gdyby było ich nieco mniej, całość wypadłaby znacznie lepiej. Przyznać jednak muszę, że zakończenie historii mnie zaskoczyło i jestem ciekawa, co autorka wymyśliła w drugim tomie.
To do czego muszę się doczepić, to za mało przetargów o duszę. W końcu jest to główne zajęcie Wiktorii i niestety było mało nawiązań, a fajnie czytało się te, które się pojawiały.
Trochę nie zrozumiały był dla mnie temat podatków, który pojawia się w książce. To chyba jakieś spaczenie zawodowe, że zwracam uwagę na takie szczegóły, no ale cóż, taka natura. Na początku książki Beleth mówi, że podatki stworzyło piekło, a później pada informacja, że w piekle ich nie ma.
Z elementów, które rozbawiały mnie i oczywiście spodobały się, to pomysł na wykorzystanie nazw znanych marek czy miejsc i zmianę ich na diabelskie, jak Los Diablos czy Diablo Gabana. Roześmiałam się, jak pojawił się moment z takim nazewnictwem.
"Ja, diablica" choć nie jest gorącą nowością, a książką wydaną kilka lat temu, to mogę śmiało stwierdzić, że dobrze się zestarzała. Pomimo upływu lat całkiem dobrze się ją czytało. Styl autorki jest przyjemny w odbiorze i historia choć jest nieidealna, to wypada dość dobrze. Mam nadzieję, że główna bohaterka zyska nieco więcej pazura i przestanie męczyć czytelnika ciągłym mówieniem o Piotrku. Katarzynie Berenice Miszczuk zdecydowanie nie brakuje wyobraźni i będę czekała na drugi tom, aby sprawdzić, co postanowiła tam uknuć. Czasami lubię sięgnąć po takie lekkie, proste i dobrze czytające się lektury.