„- Chodzi po prostu o to, że każdy nosi ze sobą wiaderko smutków. I czy bogaty, czy goły jak święty turecki, musi swoje wymartwić, wypłakać. Nie ma odpuść.”*
Przypomnijcie sobie jak wasi dziadkowie i rodzice mówili o swojej młodości. W tamtych czasach żyło się zupełnie inaczej niż teraz. Jedzenie było na kartki, sklepowe półki świeciły pustkami. W radiu leciały listy przebojów na których królowała niejaka Sabrina. Młodzież i nie tylko marzyła o ucieczce do lepszego życia. Pamiętacie te opowieści?
Ania Kropelkowa zamieszkuje z prababcią, babcią, dziadkiem i kotem Dziurawcem w Bajkalandi. Nie wie kim jest jej ojciec, a matka od kilku lat przebywa w Stanach i nastolatka ma wrażenie, że za zapomina o niej i reszcie rodziny. Jak wiele dziewczyn w latach osiemdziesiątych zbiera plakaty swoich idoli oraz słucha trójkowej listy przebojów. Asia marzy o tym by było lepiej, by jej rodzina była w komplecie. Marzy też o miłości i przyjaźni. W klasie do, której chodzi Asia pojawia się Nowa i powoduje lawinę zmian. Nadchodzące zdarzenia sprawiają, że życie nastolatki trochę się plącze. Czy w porę zauważy co powinna, a czego nie powinna czynić?
Seria Babie lato była już od jakiegoś czasu w moich planach czytelniczych. Nie bardzo wiedziałam od czego zacząć i wyszło tak, że wreszcie gdy miałam taką możliwość sięgnęłam po pierwszą książkę jaka nawinęła mi się pod ręce. O „Zielonym jabłuszku” nasłuchałam i naczytałam się wiele dobrego. Nic więc dziwnego, że ucieszyłam się z wznowienia tej powieści. Tym bardziej, że weszła w skład wyżej wymienionej serii. Już po pierwszych stronach wiedziałam, że książka przypadnie mi do gustu. Opis tego co się działo w latach osiemdziesiątych wywołał we mnie wspomnienia opowieści babci i mamy. Dowiedziałam się też wiele więcej. Może standard życia się różnił od dzisiejszego coś się jednak nie zmieniło. Chodzi mi o uczucia, nadzieję, chęć walki o lepsze jutro. Gdzieś pomiędzy obojętnością są ludzie gotowi nieść pomoc sąsiadom tak jak kiedyś.
„Zielone jabłuszko” jest praktycznie o wszystkim. Asia musi poradzić sobie tęsknotą za mamą, a później dziadkiem. Dziewczyna nie ma też łatwo z powodu nie wiedzy kim jest jej ojciec, niezbyt mile się wyrażało o takich jak ona. Ona dopiero kształtuje swoją osobowość. Metodą prób czasem błędnych, a czasem prawidłowych uczy się postępowania według swoich zasad. Pragnie zmian, ale zaczyna rozumieć, że nawet jeśli coś się zmieni nie będzie prościej. Mimo tych niezbyt ciekawych zdarzeń postać jest optymistycznie nastawiona do życia. Tryska energią i jest bardzo ufna. Owszem ma swoje humorki i nie wszystko co robiła zdobyło moją aprobatę, ale litości, nikt nie lubi ideałów. Zawsze też twierdziłam, że błędy dużo nas uczą.
Książka Izabeli Sowy jest napisana lekko i z humorem. Wiele razy wybuchałam śmiechem i dziwiłam się pomysłowości ludzi żyjących w tamtych czasach. Mimo, że przedstawiona z luzem, jest to opowieść o trudnych czasach. Nas młodych może i melancholia nie dopadnie, ale kogoś starszego i owszem jak zacznie czytać o swoim dzieciństwie i młodości. Z pewnością sięgnę po inne książki tej autorki. Wam z kolei polecam ją serdecznie i z czystym sumieniem.
*str. 91