Dzisiaj, mam dla Was coś specjalnego, coś, o czym nieustannie myślę i bardzo chcę się z Wami tym podzielić.
"Strach rośnie, gdy mu ulegamy."
"Obłęd nie kieruje się rozsądkiem."
"Im bardziej przed czymś uciekasz, tym bardziej będzie cię to ścigać."
Co czujecie, czytając te cytaty? Możecie stwierdzić, że są wyrwane z kontekstu, ale czyż nie są prawdziwe?
Powiem Wam, że bardzo ciężko jest mi ubrać myśli w słowa, gdy w głowie słyszę nieustający wrzask, a serce wpada w histeryczny rytm. Tak się właśnie czuję po przeczytaniu jednej z najlepszych premier tego roku! „Amok” Izabeli Janiszewskiej spowodował u mnie wybuch tak silnych emocji, które emanują każdą komórką ciała. Co prawda spodziewałam się fenomenalnej historii, ale to, co dostałam, przerosło moje oczekiwania.
„Amok” to trzecia, i zarazem ostatnia część kryminalnej trylogii, która podbiła serca polskich czytelników. Ja wręcz jestem nią zahipnotyzowana! Izabela Janiszewska wprowadziła mnie w nowy wymiar doznań, o których dotychczas nie miałam pojęcia. Może zabrzmi to feministycznie, ale cieszę się, że kobiety rządzą polskim kryminałem. Książka łączy w sobie wszystko, co charakteryzuje rasowy kryminał: dynamiczną akcję, splot wielu wątków, intrygujących bohaterów, morderstwa, śledztwa, przeszłość i teraźniejszość. Wszystko spięte w spójną całość, która daje niepowtarzalny efekt. Dużą zasługę ma w tym zapewne świetne pióro autorki, która słowem rysuje w naszych głowach niezwykle realistyczne obrazy. Kocham ten styl.
Byłam pewna, że „Amok” rozjaśni mi w głowie i poznam odpowiedzi na nurtujące mnie od roku pytania. I tutaj się nie myliłam, choć przyznam, że zakończenie było dla mnie druzgocącym zaskoczeniem. Jednak, gdy poddałam je głębokiej analizie, doszłam do wniosku, że właśnie ono dało bohaterom wyzwolenie. Oczywiście całość jest perfekcyjnie skonstruowana. Doskonale uknuta intryga wprawiła mnie w czytelniczy trans, a napięcie rosło z każdą kolejną stroną. Czułam, jak moje szare komórki buzują od dużej dawki adrenaliny, a krew w żyłach płynie z siłą wodospadu. Niesamowite uczucie, którego życzę wszystkim czytelnikom.
Kluczową rolę w tej historii odgrywają bohaterowie. Niezwykle złożeni, ale do bólu prawdziwi i wiarygodni. Każdy z nich ma mroczną przeszłość i własne demony, które stają się ich obsesją. Larysa Luboń i Bruno Wilczyński tym razem zostaną wciągnięci w grę, którą przez lata misternie planowała Lewicki. Ta niebezpieczna rozgrywka postawi ich przed najtrudniejszymi wyborami. Wyborami, które, na zawsze odmienią ich życie i zdemaskują prawdę o nich samych. Przeszłość okaże się tykającą bombą, która swym wybuchem może obudzić ciemną stronę ludzkiej natury. Każda decyzja, podjęta w amoku może okazać się zgubna. Nie da się tego opisać, to trzeba przeczytać!
Powiem wam, że jest mi strasznie żal, iż muszę się rozstać z bohaterami, których obdarzyłam wielką sympatią. Choć nie są kryształowi, to mają w sobie to przysłowiowe „coś”, co przyciąga. Ich przenikliwe umysły, zaangażowanie i nieszablonowe podejście do życia, sprawiły, że bez względu na ich wybory mocno im kibicowałam. Już tęsknię za ciętym dowcipem Brunona i determinacją Larysy. Pocieszam się jednak myślą, że jeśli coś się kończy, to i coś się zaczyna. Uczepiłam się tej myśli i wypatruję kolejnej książki Pani Izabeli.
Żeby nie było tak patetycznie i wzniośle, to trochę rozluźnię atmosferę, parafrazując klasyka: "Koniec i bomba, a kto nie przeczyta, ten trąba."
Ps. Jeśli ktoś nie zna jeszcze tej trylogii, to proponuję zacząć od „Wrzasku”, przejść do „Histerii”, by na koniec dać się opętać „Amokowi :)