"Serce w płomieniach" jest czwartym tomem "Kronik krwi" Richelle Mead, gdzie towarzyszymy Sydney, Adrianowi, Jill, Eddiemu i innym, w wypełnianiu misji dotyczącej ochrony Jill. Ponad to, nadarza się okazja, aby młoda alchemiczka znalazła atrament niwelujący wpływ alchemików zawarty w tatuażach i niepozwalający im na samodzielne myślenie, oraz lekarstwo przeciwdziałające przemianie w strzygę. Do tego dochodzą zdolności magiczne, które Sydney zaczęła doskonalić, a także uczucie, jakie zrodziło się między nią i Adrianem, przez co ukrywanie tego wszystkiego przed alchemikami nie jest łatwym zadaniem, szczególnie odkąd do grupy w Palm Springs dołączyła młodsza siostra dziewczyny, Zoe. I jakby tego było mało, rodzice obu dziewczyn rozwodzą się i walczą o prawo do opieki nad najmłodszą z sióstr.
Czy Sydney podoła wszystkim zadaniom, jakie wzięła na swoje barki? Czy uda się jej zjednać sobie siostrę? Za kim stawi się w sądzie, na rozprawie rozwodowej? Czy będzie potrafiła sprzeniewierzyć się ojcu? Jak długo będzie mogła ukrywać wszystkie te sekrety przed siostrą i alchemikami? Czy jej miłość do Adriana przetrwa liczne próby, jakim zostanie poddana?
"Miłość to... [...] Płomień w ciemności. Ciepły oddech w zimowy wieczór. Gwiazda przewodnia, która prowadzi do domu."[s. 133]
Część ta już od samego początku porywa czytelnika w wir emocjonujących wydarzeń, pełnych namiętności chwil, jak i momentów walki o życie. W tym tomie autorka zdecydowała się na narrację dwutorową, z punktu widzenia Sydney i Adriana, co, moim zdaniem, było świetną decyzją! Dzięki temu możemy o wiele lepiej poznać tego intrygującego moroja, który skradł serce pewnie niejednej już czytelniczce, oraz być zawsze w centrum wydarzeń, nawet jeśli nie ma tam Sydney, a okazji ku temu będzie niemało. Narracja z każdym rozdziałem nabiera tempa, szczególnie, że każdy z nich naprzemiennie jest ukazywany z innej perspektywy. Miło spojrzeć na niektóre rzeczy i zdarzenia chłodnym okiem Sydney, której jednak coraz częściej zdarza się ukazywać swoje emocje, a z drugiej strony mamy punkt widzenia Adriana, który nie stroni od pikantnych i bezpardonowych uwag, także tych niewypowiedzianych na głos.
Akcja książki w głównej mierze kręci się wokół związku Sydney i Adriana, który nabiera rumieńców. Bohaterowie zbliżają się do siebie, jednak nadal muszą ukrywać swój związek przed światem. Gdyby ktoś się o nim dowiedział, a szczególnie alchemicy, nie zakończyłoby się to dobrze dla zakochanej pary. Jednakże, poza wątkiem miłosnym, nadal wiele się dzieje w tej części. Liczne, ważne odkrycia, wspomniane już rozwijanie umiejętności magicznych, opracowywanie tatuażu chroniącego przed wpływem alchemików czy postęp w uzyskaniu ochrony przed strzygami - wszystko to powoduje, że od książki nie można się wręcz oderwać. Emocje dodatkowo podnosi wrażenie, że świat, jaki bohaterowie sobie tam stworzyli, w każdej chwili może legnąć w gruzach. Czy koniec wszystkiego naprawdę czai się za rogiem?
"Czuję... jakby cały świat wokół mnie się kruszył. Najmniejsza wątpliwość, strach... zżerają mnie. Połyka mnie mrok i nie potrafię odróżnić rzeczywistości od wyobrażeń. Nawet gdy wiem, że coś jest złudzeniem..."[s. 170]
W tym tomie widać znaczącą przemianę bohaterów, jaką przeszli oni od poznania ich jeszcze w "Akademii wampirów". W szczególności dotyczy to głównej pary. Sydney staje się odważniejsza, bardziej pewna siebie, niezależna i silna. Coraz częściej pozwala sobie także na kierowanie się uczuciami. Adrian z kolei zaczyna dostrzegać, że życie nie kręci się tylko wokół niego. Stara on się zmienić, pomóc samemu sobie, a tym samym innym, którzy go otaczają. Coraz trudniej przychodzi mu walka z Duchem, a mrok, który w każdej chwili może go pochłonąć, coraz częściej wyciąga po niego swoje szpony. Choć muszę przyznać, że rozdziały pisane z punktu widzenia Adriana obdzierają go nieco z jego tajemniczości, to jednak dzięki temu widzimy go takim, jakim jest naprawdę. Ile razy musiał grać, udawać, żeby ukryć dręczące go demony?
"Serce w płomieniach" to świetna kontynuacja serii. Autorka podniosła poprzeczkę względem wcześniejszych tomów i zachwyciła mnie jeszcze bardziej, choć nie sądziłam, że będzie to możliwe. Zakończenie pozostawiło mnie z licznymi pytaniami na szeroko otwartych ustach, jednak na odpowiedzi przyjdzie mi jeszcze poczekać. Książkę tę czyta się szybko, przyjemnie i z zapartym tchem. Zdecydowanie mogę ją polecić wszystkim miłośnikom "Akademii wampirów", "Kronik krwi" czy po prostu wielbicielom pióra Richelle Mead, a także każdemu chętnemu - jednak pamiętajcie, aby zacząć od pierwszego tomu serii! Jestem ciekawa jak to wszystko się zakończy, a zapowiada się emocjonująca kolejna część. Już nie mogę się jej doczekać! :)
"- Zaraz. Jak to postanowione? Jakim cudem doszedłeś do tego wniosku po moim wyznaniu?
- Logika Adriana Iwaszkowa. Nie próbuj jej zrozumieć. Po prostu się pogódź."[s. 76]