Autorka poszukuje odpowiedzi na pytanie o rzeczywistych mocodawców zamachu na Jana Pawła II i zabójstwa ''bankiera Boga", Roberta Calviego. Próbuje również dowiedzieć się, kto i dlaczego uprowadził piętnastoletnią w owym czasie Emanuelę Orlandi, córkę urzędnika w kurii rzymskiej. Czy te wszystkie sprawy coś łączy?
Agnieszka Zakrzewicz każde przypuszczenie starannie weryfikuje, raczej unika taniej sensacji, której na kartach reportażu i tak nie brakuje. Jej oceny są umiarkowane, dopuszcza w zasadzie prawie każdą możliwość. Zaznaczyć muszę, że uwierała mnie powtarzalność zwrotów i sformułowań.
We Włoszech popularna jest teoria brudnych pieniędzy dla ''Solidarności". Powiadano, że ułamek pieniędzy pochodzących np. z wątpliwych źródeł, przeznaczono na finansowanie związków zawodowych w Polsce.
Zatrzymajmy się przy sprawie rodziny Orlandich, ponieważ sprawa ta jest niezwykle bulwersująca. Przenieśmy się w czasie. Był 22 czerwca 1983 roku, nastoletnia Emanuela wybierała się do szkoły muzycznej, miała przy sobie flet. Do domu już nigdy nie wróciła, horror rodziny trwa od lat, nie ustępują w jej poszukiwaniach. W tym samym dniu papież odbywał swoją drugą pielgrzymkę do Polski, uciemiężonej stanem wojennym (zostanie zniesiony miesiąc później). Czy to przypadek? Wojtyła zaapelował o uwolnienie dziewczyny. Włoscy stróże prawa uważali, że Orlandi dobrowolnie opuściła najbliższych i pewnie się spóźnia. Do porwania przyznały się różne osoby i organizacje, w zamian za wypuszczenie Emanueli, żądano uwolnienia Alego Agcy. I gdy nagle telefony ustały, policja ujęła... Polaka podejrzanego o to, iż to właśnie on prowadził pertraktacje. Ten trop okazał się mylny; i do niego publicystka dotarła.
Wokół sprawy narosło wiele mitów, przekłamań. Rodzina zaginionej zmagała się z próbami oczerniania ich przez niektórych dostojników watykańskich. Czyżby ktoś się poczuł zagrożony? Kardynał Silvio Oddi nie przebierał w słowach, obywatelkę Watykanu postrzegał jako wyzwoloną libertynkę. W 1993 roku dowodził, że: Emanuela nie została porwana, po wyjściu ze szkoły muzycznej, lecz tego wieczoru wróciła do domu luksusowym samochodem, którym później znowu odjechała. Tajemniczy człowiek w samochodzie czekał na nią poza bramą św. Anny [...].
Jednak interlokutorzy Zakrzewicz mówią coś innego, np. pełnomocnik Orlandich i znany sędzia śledczy, podkreślają, że nastolatka była nieufna i rozważna. Nie sądzą też, żeby dobrowolnie uczestniczyła w ''bachanaliach" z udziałem wielu wysoko postawionych osobistości. Czy zatem za jej uprowadzeniem stał ktoś, kogo Emanuela mogła znać? Mimo że wiele okoliczności na to wskazuje, należy wstrzymać się z tego typu sądami.
Pojawia się też wątek arcybiskupa Paula Marcinkusa (znanego z lubieżnych czynów), z innych źródeł wiem, że założenie to nie jest nieprawdopodobne. Ale brat dziewczyny zdecydowanie odrzuca taki wariant i dodaje, że Watykan miał wiedzieć o jej planowanym uprowadzeniu. Trudno się dziwić rozgoryczeniu najbliższych, sprawa utknęła w martwym punkcie.
Agnieszka Zakrzewicz poszukuje racjonalnej odpowiedzi na pytanie o to co się stało z Emanuelą Orlandi. Rozważa, czy zabójstwo Calviego, zamach na następcę św. Piotra i porwanie nastolatki są tożsame z działalnością antykomunistyczną Karola Wojtyły. A może odpowiedź na to pytanie jest bardziej złożona. Albo zwyczajnie prozaiczna?
Czy odnaleziony po latach flet, faktycznie stanowił własność nastolatki?