Historia pokazuje, że nawet najpotężniejsze imperia upadały. Pozostawało po nich tylko wspomnienie – wspomnienie potęgi, historia powstawania. Tylko tyle. Ale czy na pewno? Czy razem z całym imperium nie łączyły się najróżniejsze kultury, tworząc unikatową mieszankę? Czy nie wprowadzano nowych praw, nowych zasad, zwyczajów? Nie ma wątpliwości, że prawie wszystkie najpotężniejsze imperia w ludzkiej historii upadły, ale nie można mieć również wątpliwości, że nawet po setkach, tysiącach lat w jakiś sposób kierują tym, co jest tu i teraz. Jaka jest Wasza opinia?
Tak oto po dość odległym czasie przeczytałam drugi tom z cyklu "Szermierz Natchniony". Mam poczucie, że jest to seria, którą chcę zgłębiać i przede wszystkim zakończyć. Nie do końca wiedziałam, czy w ogóle się za nią brać ze względu na kontrowersje związane z poglądami pisarza. Osobiście pozostałych książek autora, poza właśnie tą serią, nie czytałam. Jednak te jak najbardziej mnie przekonują i w żaden sposób nie ranią.
Tak jak wspominam, nie znam dobrze twórczości Andrzeja Ziemiańskiego, jednak po przeczytaniu dwóch jego książek czuję, że pisarz ma swój własny charakterystyczny styl, który jest nie do podrobienia. Zachwyca od samego początku rozbudowaniem i dopracowaniem. Autor doskonale wiedział, gdzie umieścić piękne słowa nadające całości patetyczności i powagi, a gdzie umieścić język potoczny i wielokrotnie wulgarny. Według mnie połączenie tego jest dość trudnym zabiegiem literackim, gdyż łatwo przejść granicę i zmieszać te dwa rodzaje języków. Dzięki temu miałam poczucie, że cała rzeczywistość jest mocno ukształtowana.
Natomiast sama fabuła wciągnęła mnie o wiele mniej niż w pierwszym tomie, ale nadal robiła na mnie dość duże wrażenie. Doceniam skupienie się na szczegółach, które są istotne dla całości. Widzę całą opowieść jako bardzo realną, ponieważ właśnie to dopracowanie małych wydarzeń daje możliwość spojrzenie poza ramy wydrukowanych liter. Nie są to jakieś czcze opisy, tylko wnikliwość i umiejętność obserwacji ludzkich zachowań oraz łączenie przyczynowo-skutkowe. Tym bardziej że w tym tomie pojawiło się naprawdę dużo zaskakujących faktów. Choć też z żalem przyznam, że rozbudowana polityka w książce przerosła mnie. Okazała się zbyt skomplikowana i nieuchwytna dla mnie, co miejscami niszczyło moją radość z lektury.
Tematycznie cały cykl "Szermierz Natchniony" jest mocno umiejscowiony właśnie w polityce oraz w mechanizmach sterujących państwem i obywatelami. Oczami drużyny Viriona możemy patrzeć na upadek imperium i manipulacje, które są tego skutkiem. Z łatwością można kierować ludem, gdy ma się odpowiednie narzędzia i wie, czego społeczeństwo pragnie. Miałoby to utopijne zastosowanie, gdyby służyło słusznym celom. Również podkreślenie wagi współpracy wydaje mi się wyjątkowo istotne w tej powieści.
W książce znajduje się dość duża gama najróżniejszych charakterów. Prawie każda postać jest dopracowana. I ku mojemu zdziwieniu samego tytułowego Viriona jest mało, niemniej ma w sobie coś kuszącego, unikatowego, co potrafi zdominować pozostałe postacie. Cieszę się też z kreacji Taidy, która jest wielowymiarową bohaterką, budzącą we mnie zarazem podziw, jak i olbrzymią irytację. Jej analiza psychologiczna nie daje punktu zaczepienia, ponieważ wydaje się doskonale stworzona.
"Virion. Pustynia" okazał się naprawdę dobrą literaturą fantasy, która wyróżnia się istotnością tematu oraz porusza serce czytelnika poprzez dobrze wykreowanych bohaterów. Bez wątpienia będę czytać w dość bliskim czasie trzeci tom i myślę, że w przyszłości spróbuję zapoznać się z pozostałymi cyklami autora.