Stało się!!!
Czas leci nieubłaganie i dziś Emi po raz ostatni zmienia grupę w przedszkolu. Od teraz będzie chodzić do ODKRYWCÓW. A to się w sumie świetnie składa ponieważ podczas wakacji eksplorowałyśmy niezmordowanie dalekie lądy m.in. z „Pierwszą książkową grą” o zwierzętach świata od wydawnictwa Jupi Jo.
Zacznę od tego, że wykonanie jest naprawdę solidne. Książka przetrwała bowiem testy w trudnych warunkach: tak kilka wyjazdów i przepakowań, jak i zabawy grupowe - a każdy, zdaje sobie sprawę z tego, jak takowe wyglądają. Nie ucierpiał nawet ruchomy element, o który najbardziej się obawiałam, więc jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Mam cichą nadzieję, że uda mi się uchować książeczkę także dla młodszej córy. Póki co, starsza jej to i owo pokazuje, ale „macać” nie pozwala, bo wiadomo – obślini.
Ogólnie, to, jak na przedszkolaka przystało, Emi już wie, że mieszkamy na planecie, która wisi gdzieś w kosmosie, wie, że jest coś takiego jak państwo Polskie i NASZE miasto, ale na tym jej wiedza i świadomość geograficzna się kończą. Przy pomocy książki próbowałam jej trochę poopowiadać, że na tej naszej planecie są kontynenty i, że na każdym z nich mieszkają inne zwierzęta, pokazując je na kolejnych ilustracjach. Oczywiście bardzo szybko rozbiła moją argumentację, tym, że przecież w NASZYM ZOO mieszkają wszystkie zwierzęta, więc dlaczego ją okłamuję, że słonie, żyrafy i nosorożce nie mieszkają w NASZEJ Polsce. Muszę się wam przyznać, że w pewnym momencie nieźle się nagimnastykowałam, ale odnoszę wrażenie, że jakiś tam minimalny sukces odniosłam (najlepiej mi poszło z Australią). Nie da się ukryć, że i tak najbardziej interesowały ją ciekawostki o zwierzętach, np. to, że koala ma miękką pupę, pingwiny jedzą kamienie, a ugryzienie krokodyla jest dziesięć razy silniejsze niż ugryzienie rekina (no być nie może!).
Tak jak zapewne zauważyliście, ta książka jest również grą. I to zręcznościową. Polega ona na tym by kręcąc kółkiem jedną ręką, kierować samolotem tak, drugą ręką, by nie najechać na pojawiające się na planszy zwierzątka. Ponieważ wykonywanie w tym samym czasie różnych ruchów rękami i bycie zarazem mocno skupionym na omijaniu zwierząt, okazało się sporym wyzwaniem, to na początku wybrałyśmy ten wariat gry, w którym ja kręciłam kółkiem, a Emi pilotowała. Po kilku próbach przestało to jednać nastręczać trudności i młoda, już nie tylko lata sama, ale również kręci.
Dzięki książce Emi zrobiła kolejny krok ku lepszej koordynacji i motoryce, dowiedziała się trochę więcej o świecie i została pilotem oblatywaczem, a ja przekonałam się, po raz wtóry, że najtrudniej tłumaczy się rzeczy, które są dla nas oczywiste, zwłaszcza dociekliwemu maluchowi.
[współpraca reklamowa barter]