„Ameno II” to kontynuacja „Ameno I”. Sięgnąłem po tę książkę po przerwie na inną pozycję. Przerwa ta była potrzebna na oddalenie się od lektury Krzysztofa Bonka. Miałem ambiwalentny stosunek do „Ameno I”. Jednak z drugiej strony byłem ciekaw ( przede wszystkim) jakie pomysły na fabułę tym razem podał na tacy Czytelnikom Autor. Bo że taca może być ze złota, a dania naSte niej ustawione marnej jakości, to wiem nie od dzisiaj. Nie po okładce książkę się powinno oceniać. Chociaż czasami przyciąga. Tak jak w przypadku „Ameno II”. Widać po niej od razu, że mamy w rękach rozwinięcie tematu z „Ameno I”.
Ośmioro ludzi odzyskuje życie ( patrz część pierwsza „Ameno”) i więcej: przeobrażają się w bogów znanych ze starożytnych mitów Egiptu. Pamiętacie wątek piramidy z poprzedniego tomu? Otóż początek drugiej części jest nijako związany z piramidą. Ale Krzysztof Bonk idzie dalej. Bogowie zamieszkują obecnie nie starożytne budowle w znanym i wręcz doskonałym, obliczonym matematycznie kształcie stożka. Przenieśli się na planety. Nasi bohaterowie niczym podróżnicy w kosmosie ( czemu Lem przypomniał mi się?) wędrują od planety do planety, zbierając informacje o kształtowaniu się ciała. Te wiadomości będą im potrzebne do stworzenia idealnego ciała, które nigdy nie umrze. Lecz nie zawsze, nie na wszystkich planetach nasi bohaterowie przyjmowani są chlebem i solą. Na jednej czy na dwóch planetach przybycie gości wywoła wojnę. I już nie ośmioro, tylko sześcioro lub pięcioro odzyska wolność.
Jeśli miałem wątpliwości co do „Ameno I”, to w przypadku „Ameno II” miałem ich nieco mniej. Nie ma raczej błędów stylistycznych, pomysły na fabułę są ciekawsze ( najbardziej podobało mi się poszukiwanie wiadomości o ciele ( chodzi prawdopodobnie o DNA). Jest jakowaś wtórność w postaci statków kosmicznych rodem z „Gwiezdnych wojen”. Trzeba jednak przypomnieć że Stanisław Lem „wyprodukował” na kartach swoich opowiadań ( patrz: „Niezwyciężony”, jedno z opowiadań) takie statki kosmiczne jakie widzimy w filmie George’a Lucasa. No, to – czyim dziełem inspirował się Krzysztof Bonk? W czasie czytania Czytelnik zadaje takie i podobne pytania, ale czy dla treści, a tym bardziej narracji, jest to ważne? Moim zdaniem – nie. Po prostu jako recenzent przywołuje kalki, echa literackie. Jako czytelnik nie przejmuje się tym aż tak bardzo.
Po zamknięciu książki czuję zalew myśli.
Widzę również wpływ ( opisy statków kosmicznych i bitew) „Wojen gwiezdnych”. Ten cykl filmowy Lucasa, tak myślę, jest ulubioną pożywką Krzysztofa Bonka. Być może jest z tego pokolenia, które zamiast w szkolnych ławach zasiadało w fotelach kinowych, aby chłonąć przygody Hana Solo i jego towarzyszy.
Prawdopodobnie również Bonk czytał Stanisława Lema lub (i?) Philipa Dicka. Nie jestem fanem science – fiction, ale tych dwóch autorów ( pobieżnie co prawda) znam. Wiem również że każdy gatunek literacki ma takie schematy, które można odnaleźć w niejednej powieści. Być może jest to wadą, lecz u Bonka widać owe formy. Lecz nie razi to tak w drugiej części jak to było w pierwszej. Zauważyć można zatem postęp w narracji opowieści. Jest szybsza, płynniejsza, ma zaskakujące momenty. Zakończenie nie zapowiada ciągu dalszego. Jest raczej zamknięte. A jednak Autor napisał trzecią część. Jestem jej bardzo ciekaw.