Kupiłem ją dla nazwiska. Campion, Jane Campion. Reżyserka nowozeladzka znana przede wszystkim z filmu "Fortepian". Spodobał mi się ów obraz, jego niesamowity, iluzoryczny klimat. Przeto bez wahania kupiłem "Święty dym". Tak działa magia nazwiska.
Jane Campion napisała "Święty dym" wraz z rodzoną
Sprawdziłem w google: "Święty dym" to nie tylko tytuł prozy. Także film. A zatem trzymam w ręku najprawdopodobniej scenariusz filmowy. Lub powieść na podstawie której utworzono scenariusz. Tak pomyślałem patrząc na okładkę, na której widnieje kadr z filmu. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron skłaniam się ku drugiej opcji. Powieść z której zrodził się scenariusz. Po prostu na podstawie scenariusza filmowego, który powinien być dokładny i mieścić się w określonych ramach, łatwiej jest nakręcić dobry film. A taką jest z pewnością produkcja z roku 1999. Gdyby zrealizowano film według tekstu, który omawiam, nie wiem czy powstałoby coś dobrego.
Pora na przedstawienie faktów, to jest treści. Ten mój błąd nie jest przypadkowy. Miałem wrażenie że czytam coś w rodzaju maszynopisu, w którym przedstawiono temat opowieści. A nie ma akcji, rozwiniętych wątków, przejść między scenami. I dlatego mówię: fakty. Dwie młode australijki jadą do Indii, po jakimś czasie do ojczystego kraju wraca jedna. Druga, Ruth, oczarowana została przez guru jednej z tysiąca sekt. Rodzice, zwłaszcza matka, są zaniepokojeni. Wynajmują człowieka, PJWatersa, który ma uporządkować życie dziewczyny. "Porywa" ją w głąb buszu. Między dwojgiem rozgrywa się niebezpieczna gra. Koniec.
Tak można streścić powieść. Przedstawić fakty, przepraszam. Bo to nie powieść, to coś co miało być powieścią. Brak spójności między scenami, wątkami. Drugoplanowi bohaterowie pojawiają się i znikają jak śnieg w kwietniu. Zbyt szybko. Nie grają znaczącej roli. Główną pozycję prozy "Święty dym" stanowi para głównych bohaterów. Na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za narrację. Za ciąg wydarzeń. Nie, to nie może się udać.
Mam takie swoje podejrzenie. Może trochę naiwne, może trochę naciągane. Panie Campion napisały powieść "Święty dym", aby wypełnić parę stron scenami erotycznymi. Niezbyt ciekawie napisanych. A "przy okazji" zbudować powieść o ratowaniu młodej kobiety z rąk wszechobecnego guru. Co nie udało się. Mam na myśli powieść. A jeśli chcecie koniecznie wyczytać czy odratowywanie zagubionej dziewczyny powiodło się, przeczytajcie "Święty dym". Pamiętajcie jednak, od momentu pojawienia się PJWatersa, coś dziwnego się dzieje z tekstem. Chaos ją zaczyna wypełniać ... A miało być ...