Od dłuższego czasu twierdzę niezmiennie, że kryminały i sensacje nie są moją ulubioną rozrywką czytelniczą. Tym razem skusił mnie tytul, zapowiedź, jakoby akcja miała toczyć się w Polsce oraz spora liczba najlepszych pisarzy gatunku. Niestety dałam się skusić...
Manuskrypt Chopina to historia miłośników sztuki muzycznej, konkretniej zaś specjalistów sprawdzających, czy partytura jest oryginałem czy też falsyfikatem (nie wiem jak nazywa się taki zawód). Rzeczywiście mowa tu o oryginalnym utworze stworzonym i spisanym przez Chopina-, znalezionym prawdopodobnie przez sztab Hitlera podczas II wojny światowej i ukrytym na Bałkanach, w cerkwi Świętej Zofii (na tych ziemiach Hitler ponoć wywoził najcenniejsze trofea, by nikt ich nie odkrył). Harry Middleton - znawca partytur i ich falsyfikatów ma jednak wątpliwości do do autentyczności tego dzieła. Otrzymał ów manuskrypt od polskiego kolekcjonera sztuki i stroiciela fortepianów - Henryka Jedynaka. Niestety na krakowskim lotnisku Middleton zostaje zatrzymany na policję i przesłuchany przez Józefa Padłę, inspektora polskiej policji. Przekonany o pomyłce - sądzi, że policja uznała manuskrypt Chopina za oryginał i oskarża go o wywóz skarbu narodowego poza granice kraju - dowiaduje się, że Jedynak został brutalnie zamordowany, a ostatnią osobą, z którą się spotkał, był Middleton we własnej osobie.
Tak się składa, że Harold Middleton jest byłym pracownikiem wywiadu, który w przeszłości ścigał zbrodniarzy wojennych na Bałkanach i odzyskiwał liczne skarby ukryta tam podczas II wojny światowej. Po latach przychodzi mu ponownie wziąć udział w nie lada wyzwaniu, po raz kolejny trafia w środek cyklonu, którego motorem jest grupa bałkańskich bandytów. Okazuje się bowiem, że w niesłychanym dziele Chopina ukryta jest tajemnicza i bardzo niebezpieczna wiadomość, na której zależy wielu osobom...
Tak mniej więcej zawiązuje się akcja thrillera. Zapowiada się ciekawie, prawda? Jeśli dorzucimy jeszcze tylu wspaniałych autorów, z których każdy dorzuca swój oryginalny pomysł, by historia stała się jeszcze bardziej zagmatwana, to powinien być idealny przepis na bestseller. I pewnie takim mianem ją okrzyknięto, nie śledzę tego typu informacji :) Sam pomysł, na jaki wpadł J. Deaver, zapraszając do współpracy kolegów i koleżanki po fachu, jest bardzo ciekawy i powinien zaowocować niesamowitym zagęszczeniem akcji. Podejrzewam, że zasadą pisania Manuskryptu Chopina było wymyślanie przez kolejnych autorów coraz to nowych wątków, nawiązujących do tego, co stworzyli jego poprzednicy. Tak też w większości przypadków się działo, niestety nie wpłynęło to na wartość aż tak, jakby sobie tego życzyła.
Dlaczego? Nudne dialogi - to największy zarzut stawiany książce. Mam wrażenie, że większość kryminałów posiada dialogi na bardzo niskim poziomie więc ta pozycja akurat nie wyróżnia się na plus. Zbyt zachwiany portret psychologiczny głównych bohaterów - to zarzut numer dwa. Zbyt często najpierw byli bystrymi i inteligentnymi postaciami, by w następnym rozdziale wyjść na kompletnego nieudacznika. A najgorszą rzeczą, która irytuje mnie strasznie w większości kryminałów, jest tłumaczenie po przez dialogi tego, jak dana postać rozwiązała zagadkę. Czy nie wystarczyłoby opisać sposób zachowania, postawę ciała czy chociażby jedno znaczące słowo...?? Ludzie tym różnią się od innych stworzeń na świecie, że mają wolną wolę i rozum, który często działa bez zarzutów. Dajmy im pobudzić trochę wyobraźnię. Po pisać o czymś, do czego bardzo często dochodzimy już poprzez działanie bohaterów książki. Nie wiem, czy zrozumiałe jest to, co napisałam, podam więc przykład: osoba x odkrywa sedno sprawy, zostaje to opisane przez narratora, po czym ta sama osoba x opowiada o tym, co dokładnie zrobiła i jak doszła do rozwiązania sprawy osobie y... Przyznacie, że mało w tym logiki.
Podsumowując - książka średnia, banalna, nie wykorzystała w pełni potencjału jaki stworzyli zarówno autorzy jak i pomysł. Chyba doszłam ostatecznie do przekonania, że kryminały zajmować będą ostatnie miejsca na liście moich życiowych planów czytelniczych.