Premiera, na którą chyba najbardziej czekałam w tym roku, udało mi się ją zdobyć jeszcze przed oficjalną datą wydania, a teraz chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na jej temat.
Berło Ziemi opowiada historię Shalii, która wychodzi za mąż, by ochronić swoich ludzi. Jej przyszłym mężem jest król wrogiego królestwa, którego pierwszy raz poznaje w dniu ślubu.
Brzmi znajomo? Dołóżmy do tego wstępu jeszcze to, że Shalia pochodzi z pustyni, boi się pływać łodzią i ja już miałam Królestwo Mostu przed oczami! Ale tutejsze małżeństwo nie okazuje się być takie ciepłe, jak mogliśmy to doświadczyć we wspomnianym tytule.
Shalia przypomina trochę Larę, a jeden z bohaterów niby ma podobny charakter do Arena… Ale może to moje zwidy? Chociaż inspiracja to niby nic złego. Bohaterowie przypominają mi różne postacie znane z innych książek, co jest dla mnie naprawdę nowym przeżyciem, ale lekko negatywnym, później to wrażenie zanika i jesteśmy w stanie cieszyć się historią. Co prawda, fabuła nie jest odkrywcza, ale wstęp był ciekawy, a książkę czyta się bardzo dobrze i płynnie. Autorka ma bardzo lekki styl, typowo pod YA, nie ma tu rozwlekłych opisów, ale kreacja samego świata jest w porządku.
W trakcie lektury kilka razy uderzały we mnie takie trywialne głupotki, za przykład rzucę motyw z początku książki (czyli chyba nie jest to spoiler), z pojawieniem się przyjaciółki Shalii w jej nowym domu, by porozmawiać – to było takie… słabe. To znaczy, chodzi mi o to, że ona ogólnie ma się ukrywać, bo jest ścigana za swoje zdolności, a jak gdyby nigdy nic z dnia na dzień przybywa bezproblemowo do komnat królowej, by sobie z nią porozmawiać. Dla mnie zbyt naciągane, biorąc pod uwagę tło fabularne, z naciskiem na podejście króla Calixa. No i ogólnie pojawiały się tego typu mało istotne, ale naciągane sytuacje, które mnie zazwyczaj irytują, bo jestem czepialska, ale ogólnie nie był to aż tak wielki problem.
Problem za to pojawił się gdzieś w połowie, książka po prostu zaczęła mnie nużyć. Tempo akcji było duże, wydarzeń było mnóstwo, ale zostały słabiutko rozwinięte, co chwilę się coś działo, ale bez wstępnego przygotowania, autorka chce, autorka robi, nie podobało mi się to, było zbyt proste. Rozbudowanie fabuły jest marniutkie, mimo że samych pomysłów na akcję jest wiele. No i tak szczerze to po prostu historia w pewnym momencie wydawała mi się być po prostu głupia. A skoro o tym mowa, to największym problemem Berła Ziemi jest dla mnie antagonista, który był po prostu idiotą, w sensie no, był głupi. Ja raczej preferuję, kiedy zły bohater jest inteligentny i stanowi wyzwanie. Ogólnie nikt z bohaterów mi się nie spodobał. Tutaj czułam się bardziej jakbym czytała o dzieciach bazujących na swoich emocjach, niż o dorosłych osobach kierującymi się logiką – zwłaszcza zważając na to, jak na początku wszyscy zostali przedstawieni, zwłaszcza Calix, który niby jest mózgiem rodziny. No i ta nasza główna bohaterka, która jest naturalnie uzdolniona ☹ Jak ja tego nie lubię w momencie, kiedy zaznacza się, że potrzeba do czegoś treningu, ech.
Nie wiem, zapowiadało się fajnie, początek ciekawił i liczyłam na naprawdę dobrą historię, ale ostatecznie dość mocno się rozczarowałam, nic tu nie jest odkrywcze, schemat do bólu, jedynie kwestia małżeństwa wnosiła lekki powiew świeżości, jednak od połowy ta historia robi się coraz mniej wiarygodna, fabuła nie jest bogata w detale, a mocne tematy są traktowane po macoszemu, zresztą jak wszystkie, ech. Krótko mówiąc, nie podobała mi się tak jak tego oczekiwałam, na ten moment naprawdę nie mam ochoty sięgać po drugi tom.
Ode mnie 5/10, bo tragedii nie było, ale dobrze też nie.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl i bardzo za to dziękuję!