Przeczytałam.
Przemyślałam.
Poczyniłam wnioski.
Nadal mam w głowie chaos.
Już dawno żadna książka nie wywołała we mnie tak wielu sprzecznych emocji jak "Nasze Puste Przysięgi" i nawet w momencie pisania tej recenzji, nadal nie wiem jak ostatecznie ocenię historię stworzoną przez Lexi Ryan.
Zacznijmy od fabuły. Poznajemy Abriellę - doskonałą złodziejkę, która całym sercem nienawidzi fae. Ona i jej siostra są związane nieprzyjemną umową i każdy ich dzień to tak naprawdę walka o przetrwanie. Nie są w stanie opłacić kolejnego miesiąca, przez co młodsza z dziewcząt zostaje sprzedana w ramach spłaty na dwór okrutnego władcy. Aby odbić siostrę, Brie musi wykonać zadania zlecone przez króla, przez co wikła się w skomplikowane relacje z dwoma zupełnie różnymi (ale jednak tak samo seksownymi) bohaterami.
W każdej recenzji, którą widziałam były jakieś nawiązania do Dworów i podczas czytania faktycznie znalazłam podobieństwa, szczególnie jeżeli chodzi o relację Abrielli z Finnem i Ronanem. Mamy tu podobny klimat, ale jednak cały świat jest zbudowany w inny sposób i nie sądzę, żeby warto było oba te dzieła porównywać. Po prostu, jeżeli lubicie Dwory, to "Nasze Puste Przysięgi" także mogą przypaść wam do gustu i tyle. Nie porównywać, tylko czytać!
Początek książki niesamowicie mi się dłużył i w ogóle nie mogłam się wkręcić w przedstawione wydarzenia i myślę, że są tego trzy powody. Po pierwsze, w kolejce pod nazwą: "PRZECIWNICY TRÓJKĄTÓW MIŁOSNYCH W KSIĄŻKACH" stanęłabym na pierwszym miejscu i to trzymając wielki transparent i krzycząc na całe gardło (nie pytajcie mnie dlaczego nadal sięgam po takie historie, bo nie wiem). Po drugie, Brie doprowadzała mnie do szału tą swoją zmiennością i naiwnością, choć chyba powinnam wziąć pod uwagę jej młody wiek, ale to nie zmienia faktu, że nie pałam miłością do niektórych zachowań i to się raczej nie zmieni. Po trzecie, mamy tu mnóstwo opisów miejsc, wyglądu itp., co mnie raczej nie ciekawiło, bo wolę sobie niektóre rzeczy wyobrażać, a nie czytać dwie strony opisu sypialni.
Jednak to są tak naprawdę jedyne minusy, które dostrzegłam. Cały ten trójkąt miłosny wywoływał we mnie tyle emocji, że momentami miałam ochotę rzucić książką (a jest ona dość pokaźna, więc jeszcze coś by mi zniszczyła), ale przecież właśnie dlatego czytamy. Dla emocji!
Miej więcej w połowie przepadłam dla stworzonego przez Lexi Ryan świata i świetnie się w nim odnalazłam, choć całość była raczej spokojna. Końcówka sprawiła, że od razu z chęcią zabrałabym się za drugi tom, a to chyba najlepsza ocena każdej lektury.
Brie i Ronan może mnie do siebie nie przekonali, ale Finn skradł moje serce już od pierwszej sceny. Możemy podczas lektury obserwować zmianę głównej bohaterki, a to także jest plusem i przez to jak dynamicznie zmieniła swoje zachowanie mam nadzieję, że w drugim tomie zdobędzie ona moją sympatię i pokaże siłę.
Reasumując, jest to na pewno historia dla miłośników romansów fantasy. Ciekawy świat, dopracowane postacie, przyjemnie napisana historia, zwroty akcji, kłamstwa, uczucia, zdrada, czego można chcieć więcej? Akcja biegnie powoli, ale wciąga czytelnika i chce się wiedzieć, co będzie dalej. Myślę, że dostałam to, czego oczekiwałam przed lekturą.
Czekam na drugi tom.