,,A kruk sterczał niewzruszenie na Pallady biustu scenie,
Rzekłszy jedno tylko słowo, jakby duszę zawarł w nim.
Ani słowa już nie wznieci, nieruchomym ślipiem świeci,
Aż szepnąłem: "On odleci, rzuci domu mego próg.
Zniknie za dnia jak nadzieje, rzuci mój samotny próg".
"Nevermore!", zakracze Kruk.''*
Od ponad tygodnia miałam wrażenie, że żyję w świecie rycerzy, czarnoksiężników i czegoś podobnego do Władcy Pierścieni, mimo że nie czytałam żadnej tego typu powieści w ostatnim czasie. I postanowiłam się w końcu od tego trochę oddalić i zająć czymś zupełnie innym. Właśnie dlatego sięgnęłam po Nevermore - powieść o której naczytałam się wiele przeróżnych opinii i chciałam sama zobaczyć, do której grupy będę należała - do wielbicieli czy przeciwników. Na szczęście okazało się, że do tych pierwszych.
Got i czirliderka. Mogłoby się wydawać, że to zupełnie dwa inne światy, które nigdy się do siebie nie odezwą, czy też nawet się nie zauważą. Ale rzeczywistość jest inna. Isobel, jedna z najpopularniejszych dziewczyn w szkole zostaje zmuszona do współpracy nad projektem z literatury z Varenem - szkolnym dziwadłem. Czy chcą tego czy nie, muszę ze sobą pracować, aby jakoś oddać pracę na zaliczenie. Okazuje się, że mogą się ze sobą dogadywać, a po jakimś czasie pomimo wielu przeszkód, stają się dla siebie bliżsi. Praca nad wypracowaniem o Edgarze Allanie Poem nie jest samą rzeczywistością, bo w najkoszmarniejszych opowieściach tkwi ziarno prawdy, która wyjdzie na jaw w najbardziej nieodpowiednim momencie. Isobel będzie musiała ocalić go od potworów, które sam stworzył...
Kelly Creagh jest pasjonatką twórczości E.A. Poego, dobrej kawy oraz starożytnej sztuki tańca brzucha. Jest również nie tylko pisarką, ale też tancerką i instruktorką. Nevermore to jej debiutancka powieść, która spotkała się z wieloma przychylnymi opiniami. Sięgając po tę pozycję byłam przygotowana na jej pewną odmienność, ale nie sądziłam, że będzie tak dziwna, absurdalna, mroczna, bajkowa i zarazem prosta w odbiorze. Bo właśnie te wszystkie ,,dziwne'' rzeczy mnie w niej oczarowały, zafascynowały i nie mogłam i nawet nie chciałam, żeby ta fascynacja minęła. Poza tym pisarka pisze prostym językiem, a dzięki wciągającemu stylowi książkę pochłonęłam w niecałe dwa dni, z przerwami na naukę, szkołę i inne obowiązki.
Kreacja postaci według mnie jest jedną z najważniejszych zalet tej powieści, ponieważ tutaj każdy z nich miał ,,to coś'' i nikt nie był kimś nudnym, płytkim. Autorka stworzyła barwnych, oryginalnych i zbudowanych z krwi i kości bohaterów. Isobel nie była naiwną, głupią i pustą czirliderką, jakby się mogło wydawać. Wręcz przeciwnie. Od samego początku miała własne zdanie, o które potrafiła zawalczyć i umiała postawić na swoim. Varen natomiast, który skrywa się pod maską cichego chłopaka (podchodzącego pod emo, którym na szczęście nie jest!) jest tak naprawdę silnym, romantycznym facetem z ogromną wyobraźnią, która odegra pod koniec ważną rolę. Są też inni - Gwen, którą szczerze polubiłam za optymizm do całego świata i za to, że stoi raczej z boku, wtrącając się tylko od czasu do czasu i brata Isobel - Danny'ego, który jak na brata przystało jest złośliwy i pełen uroku. *.*
Warto zwrócić też uwagę na wątek miłosny, który rozwija się spontanicznie, powoli, dzięki czemu wszystko jest takie naturalne, a nie jak w większości książkach bohaterowie padają sobie w ramiona już praktycznie na samym początku, dając wydźwięk sztuczności. Varen i Isobel zbliżają się do siebie, a ich zachowania są tajemnicze i pełne uroku, bo czuć pomiędzy nimi chemię, ale jej nie widać. Ciekawe, nie?
Wątek paranormalny jest tutaj również nowością, nie ma czegoś takiego jak wampiry, wilkołaki. Najważniejszą rolę odgrywa wyobraźnia i sen, które mogą narobić tyle szkód, że sobie nawet tego nie wyobrażacie. Tylko, że te elementy w całej okazałości pojawiają się pod koniec historii. To właśnie zakończenie jest najciekawszą i najbardziej mroczną częścią książki, w której spotkacie najkoszmarniejsze wytwory wyobraźni - jedne fascynujące, drugie budzące strach i grozę..
Mimo tego, że fabuła wciąga, bohaterowie są dobrze wykreowani i prawie wszystko jest świetne, to mam do Nevermore jakieś ,,ale''. Chyba największym jest to, że na początku tak naprawdę niewiele się działo, akcja nabierała tempa, ale nie pogardziłabym gdyby było jej trochę więcej. Po drugie w powieści nie dowiadujemy się zbyt wielu rzeczy i chwilami miałam wrażenie, że nie wiem o co tu chodzi, skąd się coś wzięło i dlaczego. Czytałam inne recenzje i nie tylko ja miałam taki problem. To chyba tyle minusów, jakie udało mi się wychwycić, sami widzicie że jest ich tyle co nic.
Nevermore to udana powieść, która nie zawiodła mnie i dostarczyła mi wielu ciekawych wrażeń, zmusiła do większego wysiłku, aby móc wyobrazić sobie to co powołała do życia Kelly Creagh. Jestem w pełni oczarowana bajkowo - mrocznym światem powieści i nie mogę doczekać się momentu, w którym sięgnę po drugi tom, Nevermore: Cienie. Jeśli lubicie klimat filmów Tima Burtona, książka idealnie wpasuje się w Wasz gust i na 99% powinna się Wam spodobać. Warto wspomnieć też o niesamowitej okładce, która zwróciła moją uwagę już jakiś czas temu, a teraz już po przeczytaniu pozycji nadal nie mogę przestać się na nią patrzeć. Na koniec dodam też, że nawiązanie do Edgara Allana Poego było dobrym pomysłem, który bardzo mi się spodobał i dzięki niemu powieść pewnie ma taki a nie inny końcowy wydźwięk. Nevermore to jedna z najbardziej oryginalnych, mroczno-bajecznych powieści jakie czytałam w swoim życiu. Polecam!