"Twoim śladem" to pierwsza część cyklu Twisted Love, która na mojej półce leżała nietknięta... Bardzo długo, bo jakiś rok? Tak jakoś wyszło, że wybierając spomiędzy dziesiątek książek, które chciałam przeczytać, ten konkretny tytuł spadał gdzieś na koniec listy, ale w ostatnim czasie zaopatrzyłam się również w drugą część i tak się złożyło, że zmotywowało mnie to do tego, żeby dłużej nie odkładać tej książki na później, co mnie cieszy, bo warto było się z nią zapoznać.
Mogłoby się wydawać, że w książce tej nie ma niczego szczególnego, zwyczajny tytuł new adult, który będzie się kręcił wokół uczuć dwójki bohaterów, gdzie on jest tym złym, a ona okazuje się jego nadzieją na lepsze jutro. Jest to błędne nastawienie, bo "Twoim śladem" to książka, która ma w sobie więcej niż nadmiar romantycznego wątku. Aubrey jest studentką psychologii i dostaje szansę na to, by zostać koordynatorką w grupie uzależnień, którą zamierza jak najlepiej wykorzystać, by zapunktować sobie w zdobyciu dyplomu, na jakim jej bardzo zależy. To właśnie w grupie wsparcia poznaje tajemniczego, irytującego, magnetycznego Maxxa, który zaczyna zaprzątać jej głowę. Dziewczyna choć wie, że nie powinna wplątywać się w relacje z członkami grupy uzależnień, dla tego konkretnego traci głowę w każdym tego słowa znaczeniu. Maxx nie jest lepszy. Chłopak na terapię chodzi, bo musi, ale nie nastawia się na odniesienie sukcesu w walce ze swoim uzależnieniem od narkotyków. Ma też słabość do koordynatorki, która wzbudza w nim uczucia, o jakich posiadanie dotąd się nie podejrzewał, a które próbuje od siebie odepchnąć, wiedząc, że ich światy nie powinny się ze sobą zderzyć. Los decyduje jednak inaczej, a dwójka bohaterów, będzie musiała zmierzyć się z wieloma przeciwnościami, jakie staną na drodze łączącego ich uczucia, które niekoniecznie okaże się dla nich zdrowe.
W książce tej Meredith Walters poruszyła trudne tematy, jakimi są uzależnienie od narkotyków i osób czy strata bliskich, o którą nie ciężko jest się po fakcie obwiniać, zastanawiając nad tym, co by było, gdyby nie było się zainteresowanym czubkiem własnego nosa. Całość czytało się szybko. Wciągała i wzbudzała spore zaciekawienie. Momentami bawiła, głównie w momentach, kiedy czytało się tę historię z perspektywy Maxxa, który w swój specyficzny sposób myślał o innych, otaczających go osobach, ale jest to zapewne wina mojego nieco skrzywionego poczucia humoru. A skoro już o bohaterach mowa. Aubrey wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Ciężko mi stwierdzić, czy ją lubię, czy może tylko toleruję, bo odniosłam wrażenie, że momentami przeczyła samej sobie i nie zdawała sobie z tego sprawa. Jeśli chodzi o Maxxa, jego lepsza wersja bardzo przypadła mi do gustu. Ta gorsza była nie do zniesienia, ale autorka naprawdę świetnie przedstawiła to, co robiły z chłopakiem zażywane przez niego narkotyki i jak bardzo, w przeciągu chwili potrafią one zmienić człowieka nie do poznania.
Ogólnie, całość oceniam naprawdę bardzo dobrze, bo nie jest to typowe romansidło, po którym można z góry przewidzieć zakończenie. Chociaż pewna kwestia od samego początku jest przewidywalna, wręcz można ją uznać za pewniaka, a chyba efekt powinien być odwrotny, to nawet wspomniane zakończenie mnie zaskoczyło do tego stopnia, że z przyjemnością wezmę drugą część tego cyklu, by poznać dalsze losy Aubrey i Maxxa, które na ten moment, są dla mnie wielką niewiadomą.