Wspomnienia Klementyny Mańkowskiej są wyjątkowe, nie tylko ze względu na niezwykłe doświadczenia jakie były jej udziałem, ale również ze względu na wydźwięk tej książki. Długo zastanawiałem się nad tym, co przede wszystkim zostanie ze mną po lekturze jej autobiografii. Chciałem to zawrzeć w tytule tej niedługiej recenzji. W wersji roboczej brzmiał on: „Nie wszyscy Niemcy byli potworami”, ale im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej do mnie docierało, że Klementyna Mańkowska chciała powiedzieć znacznie więcej. Choć wojna drastycznie odbiła się na jej życiu, ona widziała w wielu Niemcach nie tylko to, że nie byli potworami. Potrafiła dostrzec w wielu z nich dobro.
Mimo upływu tylu lat, wciąż pielęgnujemy w sobie poczucie żalu i krzywdy. Choć żyje już tylko garstka tych, którzy żyli w tamtych mrocznych dniach, nadal w debacie publicznej argumentem dyskredytującym kogoś może być informacja, że „jego dziadek służył w Wermachcie”. To na fali takich uczuć sformułowano ostatnio żądania astronomicznych reparacji. Oczywiście trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Zło jest złem i nie należy nazywać go dobrem. Niemcy napadły na Polskę 1 września 1939 z całą zaciekłością i niewyobrażalną brutalnością. Jednak czy to oznacza, że wszyscy Niemcy byli potworami? Klementyna Mańkowska mówi, że nie. W swoich wspomnieniach robi wyraźne rozróżnienie między nazistami (pod wpływem szalonego Hitlera), a Niemcami, ceniąc nawet tych, którzy służyli w armii. To może nam początkowo sprawiać trudność podczas lektury, bo przywykliśmy do innej formy narracji we wspomnieniach wojennych.
NIEPOPULARNE OPINIE
Głos Klementyny Mańkowskiej jest ważny dla pełniejszego zrozumienia wydarzeń okresu wojny. Zdecydowanie nie wpisuje się w mainstream, przez co jej wspomnienia nie mogły liczyć na szczególne promowanie. To faktycznie eufemizm, ponieważ prawda jest taka, że wydawcy w Polsce nie zabijali się o prawa do tej książki (tak, to też eufemizm). Gdy w 2003 roku ukazało się pierwsze wydanie jej książki, czytelnicy we Francji i Niemczech mogli już blisko od dekady zapoznawać się z niezwykłą historią tej wywodzącej się z arystokracji agentki.
Zresztą to pierwsze wydanie w naszym kraju nie miało wielkiego nakładu i zebrało kilka niepochlebnych recenzji, zarzucając Klementynie Mańkowskiej nie wystarczający poziom patriotyzmu, który czasem upraszcza się do nazywania Niemców potworami. Musiały upłynąć kolejne blisko dwie dekady by wydawnictwo REBIS odświeżyło tę książkę, dbając o odpowiedni wstęp (syna autorki) i przedmowy (Andrzeja Szczypiorskiego oraz historyka Jerzego Topolskiego). W przypadku tej książki są one bardzo potrzebne, być może nawet konieczne, abyśmy odpowiednio zrozumieli jej treść:
„Daję wiarę opisanym w tej książce wydarzeniom. Bez kapitału zaufania ze strony czytelnika, który zakłada, że dowiaduje się o faktach prawdziwych – książka okaże się umiarkowanie atrakcyjna. Bądź co bądź rozmaite fantastyczne historie szpiegowskie pisze się na całym świecie od dziesiątków lat i z tego punktu widzenia Mańkowska może wydać się mniej zajmująca niż wytrawni i wysoce utalentowani autorzy w rodzaju Johna le Carre. Dopiero gdy czytelnik zaufa, że to wszystko, co Autorka napisała, jest jej osobistym doświadczeniem, autentyczną przygodą, fragmentem wojennej biografii – książka nabiera niezwykłej wartości. (…) Jej horyzonty myślowe wydają się niekiedy irytujące, a wyobrażenia o wojnie ocierają się o ten rodzaj niewiedzy, która dla świadków tamtej epoki staje się czasem bolesna. (…) Dla Mańkowskiej niemal wszyscy arystokratyczni generałowie niemieccy byli z reguły ludźmi honoru i zaciekłymi wrogami Hitlera. A przecież jest osobą wykształconą i inteligentną, musiała zatem wiedzieć, że ulega iluzji swojego pochodzenia i swoich marzeń o nieskalanej żadnym występkiem naturze arystokracji.” (z przedmowy Andrzeja Szczypiorskiego)
WSPOMNIENIA NADWERĘŻONE UPŁYWEM CZASU
Podczas lektury trzeba wziąć poprawkę również na to, że Klementyna Mańkowska spisała je wiele lat po wojnie. Ja z trudem mogę sobie przypomnieć wydarzenia z ubiegłego miesiąca, a jeśli postaram się je opisać, prawdopodobnie nie będą w detalach w stu procentach spójne z rzeczywistością. Oczywiście znaczące wydarzenia z naszego życia pamiętamy znacznie lepiej, ale i tu może z czasem dojść do pewnych, nawet znaczących, przeinaczeń.
Na to zwraca uwagę we wstępie syn Klementyny Mańkowskiej. Przynajmniej dwa wydarzenia w książce różnią się znacząco od wersji, którą on znał z opowieści matki. Nie dyskredytuje to jednak jej wspomnień. Nawet jeśli Klementyna Mańkowska może się mylić co do szczegółu, ogólny wydźwięk jej autobiografii ma wielkie znaczenie.
Wspomnijcie Wasze rozmowy z dziadkami – czy to, że czasem upierają się przy czymś błędnym oznacza, że już nie warto ich słuchać? Często gdy już ich zabraknie, wiele byśmy dali za jeszcze jedną rozmowę. Nie będę ukrywał, że fragmentami (nawet dłuższymi) miałem odczucie, że słucham starszej już babci, która ma swoją wizję danych zdarzeń. Nieraz drażniło mnie nadmierne popadanie w patos. Jednak to co nas różni, to fakt, że Klementyna Mańkowska faktycznie tam była, a moje poglądy są ukształtowane na podstawie tego co dotychczas słyszałem. To ona ryzykowała swoje życie decydując się na pracę wywiadowczą! I należy jej się za to wielki szacunek oraz uważna lektura jej wspomnień, nawet jeśli z upływem lat zostały one nieco zmącone.
NAWET GESTAPOWIEC MA W SOBIE DOBRO
Nikt nie zaprzeczy, że Klementyna Mańkowska brała czynny udział w 2 Wojnie Światowej. Niektórzy mogą twierdzić, że jako arystokratka miała wypaczony obraz tego konfliktu, ale może był on po prostu inny. I warto się dziś wsłuchać również w ten głos.
„Rozmowa toczyła się na banalne tematy: o przeprawie przez Gois, którą widzieli po raz pierwszy, o klimacie, wreszcie o ich rodzinach. Przed przybyciem do Nantes byliśmy prawie starymi znajomymi. I pomyśleć, że to byli gestapowcy! Każdy człowiek ma w sobie odrobinę dobra, czasami wystarczy lekko poskrobać, żeby się pojawiła.”
Klementyna Mańkowska konsekwentnie powtarza to w swoich wspomnieniach. Przytacza swoje rozmowy z wysokimi urzędnikami wojskowymi, z których wynika jakoby „prawdziwe wojsko” było przeciw Hitlerowi. Kłóci się to z tym co wiemy i chcemy myśleć o Niemcach. Czy jednak możemy wykluczyć, że i wśród nich nie było skrzywdzonych przez wojnę? Siłą wtłoczonych w okrutną machinę, której nie potrafili się przeciwstawić? Czy wszyscy Niemcy owładnięci byli chorą nienawiścią? Autorka na podstawie swoich doświadczeń zdecydowanie twierdzi, że to zbyt daleko idące, a przede wszystkim błędne uogólnienie:
„Pomyślałam o tym piramidalnym błędzie, jakim jest pakowanie całego narodu do jednego worka. Są Niemcy i są naziści… to nie jest to samo.”
„Chciałam przede wszystkim podkreślić błędy propagandy brytyjskiej prowadzonej po niemiecku przez BBC, która miała skłonność wrzucania wszystkich Niemców do jednego worka, uważając, że każdy z nich jest tak samo bezwzględny i brutalny, jak funkcjonariusze gestapo i SS. Nieustanne powtarzanie, że wszyscy są źli i że cały naród powinien zostać zgnieciony i upokorzony, stawało się najlepszą metodą jednoczenia Niemców w walce przeciw losowi zapowiadanemu przez BBC. Propaganda brytyjska powinna mieć na celu nie jednoczenie ich, lecz przeciwnie, dzielenie, dając do zrozumienia, że polityka aliantów opiera się na haśle: „żyć i pozwolić żyć” wszystkim uczciwym ludziom w Niemczech. Trzeba natomiast zapowiadać surowe kary dla Hitlera, partii nazistowskiej i wszystkich winnych zbrodni, które poruszały świat. Wśród Niemców narasta skłonność do dzielenia się na dwa obozy: nazistów i pozostałą część społeczeństwa. Trzeba to wykorzystywać i ten podział pogłębiać.”
Fragmenty tego typu dały mi wiele do myślenia. Również w kontekście konfliktu, który aktualnie ma miejsce za naszą wschodnią granicą. Wiem, że poruszam drażliwy temat – ale czy można uogólnić, że wszyscy Rosjanie są źli? To ich nacja napadła na Ukrainę, ale bądźmy ostrożni przy wrzucaniu wszystkich do jednego worka. Przypominam sobie nagrania z pierwszych tygodni wojny, na których widziałem pojmanych rosyjskich żołnierzy, którzy wprost z ćwiczeń wojskowych zostali przerzuceni na front, nie mając pojęcia w czym uczestniczą. Wojna ma to do siebie, że wszyscy w nią zaangażowani mogą się okazać koniec końców przegranymi.
SKĄD TYLE ZAWIŚCI WŚRÓD PATRIOTÓW
Na wojnie trudno o nieskazitelnych bohaterów. Mało spraw pozostaje czarno białych. Trwa potem batalia o to, kto będzie miał przywilej przedstawienia historii potomnym. To podręczniki jednych wybielają i stawiają na piedestale, a innych jeśli nie oczerniają, to przynajmniej opuszczają na nich zasłonę zapomnienia. Wspomnienia Klementyny Mańkowskiej mogą być dla niektórych szokujące. Jej mąż najwięcej krzywdy doznał nie ze strony niemieckich żołnierzy, ale został dotkliwie pobity przez polskich mundurowych, gdy stanął w obronie źle traktowanego jeńca wojennego. Dość otwarcie pisze ona również o „naszym polskim bagienku”, gdy część notabli zamiast się wspierać w walce z nazistami, wolała oddawać się intrygom:
„Do późnej nocy Stewit opisywał mi sytuację w Polsce, ambicje jednych, intrygi drugich, walki o władzę, antagonizmy i wewnętrzne konflikty różnych odłamów politycznych. – Dlaczego – mówił – mimo podziałów nie moglibyśmy zostać naprawdę zjednoczeni, popierając się wzajemnie? Skąd tyle zawiści? Oczywiście przyznaję, że wszystkich ożywia taki sam patriotyzm, że wykonują dobrą robotę, że często są bohaterami, ale czynią to również dlatego, by miało to wpływ na ich własną sytuację i przyniosło osobiste korzyści w przyszłości”.
Niestety na usta ciśnie się – „nihil novi”. Wspólny wróg, tragedia czy zagrożenie mają moc jednoczyć nas na bardzo krótki okres czasu. Potem znów do głosu wchodzą ambicje i szukanie swego. Gdy przyglądam się czasem „rozmowom” naszych reprezentantów w sejmie, nie potrafię się zdziwić zbytnio tym, co tak bolało podczas wojny Klementynę Mańkowską. Ot taka już jest nasza wredna natura. Pewnych skaz nie potrafią ustrzec się nawet bohaterowie narodowi.
WERDYKT
Mógłbym wiele napisać jeszcze o tej książce, bo dała mi naprawdę sporo do myślenia i zaznaczyłem w niej wiele fragmentów, do których planuję wrócić. Zachęcam jednak każdego by wyrobił sobie osobiste zdanie na temat „Mojej misji wojennej”.
To wartościowa lektura, choć nie pozbawiona mankamentów, o których powyżej wspomniałem. Jest starannie wydana i bogato ilustrowana. Pamiętajcie, że choć opisywane zdarzenia zdają się być czasem niewiarygodne, warto obdarzyć autorkę kredytem zaufania. O sile autobiografii Klementyny Mańkowskiej stanowi przede wszystkim prawda, nawet jeśli jest trudna do przyjęcia.
Sugeruję aby nie pomijać w wypadku tej książki wstępów. Odpowiedzą na wiele pytań, które mogą zrodzić się w trakcie lektury. Polecam! W obszernej ofercie książek dotyczących 2 Wojny Światowej, ta zdecydowanie się wyróżnia.
Brawurowa historia polskiej arystokratki, jednej z najlepszych agentek alianckich w czasie II wojny światowej. Spisane przez Klementynę Mańkowską w latach osiemdziesiątych sensacyjne wspomnienia p...
Brawurowa historia polskiej arystokratki, jednej z najlepszych agentek alianckich w czasie II wojny światowej. Spisane przez Klementynę Mańkowską w latach osiemdziesiątych sensacyjne wspomnienia p...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...