(recenzja została stworzona z Marleną Marlu, współzałożycielką bloga, którego nie będę tutaj reklamować)
Często zdarza nam się nie doceniać tego, co mamy. Nauczeni życia w świecie, gdzie nawet najdrobniejszy element można zastąpić nowym, znacznie lepszym, nie umiemy ukryć frustracji, gdy nie zdołamy po niego sięgnąć. Krytykujemy swój roczny telefon komórkowy, wytykając mu coraz słabszy akumulator i wolniejsze przetwarzanie danych. Ignorujemy setki gier zalegających na półkach, głośno wzdychając do kolejnych tytułów. Kręcimy nosem na widok ulubionego jogurtu, kiedy producent postanowi zmienić zaledwie jeden składnik. Ubolewamy nad rozmiarem mieszkania, uznając je za o wiele za małe. Widzimy same minusy, gdzie zapewne jakiś człowiek żyjący blisko nas lub tysiące kilometrów dalej niemalże oddałby wszystko za to, co obecnie posiadamy…
JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?
Marlena Marlu: „Śmiecia” Andy Mulligana kupiłyśmy wraz z Olą na spotkaniu w Katowicach. Naszym celem były co prawda targi książek, ale ostatecznie nic dla siebie nie znalazłyśmy. To dlatego poszłyśmy do przyjaznej każdemu czytelnikowi księgarni z niezłymi promocjami. To tam odkryłyśmy dwa egzemplarze tejże lektury. Pojedyncza sztuka kosztowała 6,90. Niedużo, prawda? Oczywiście istniało ryzyko, że treść będzie kiepska, ale o zakupie zadecydowała okładka (jest całkiem ciekawa, a zarazem prosta!), opis, a także wstępne słowa powieści. Co prawda zabrałyśmy się za tę historię jakieś 2 lata później (dobrze mówię?), ale ważne, że w końcu się z nią zapoznałyśmy. I oczywiście żadna z nas tego nie żałuje, prawda?
Aleksandra: Dwa lata? Ponad dwa lata później, bo Śląskie Targi Książki odbywały się wtedy na początku października. I tak, hipnotyzująca okładka, niezwykle kuszący opis oraz magia pierwszego zdania sprawiły, że bez wahania sięgnęłyśmy po „Śmiecia”, aby taki szmat czasu później odkryć, iż ten wydatek nie okazał się wyrzuceniem pieniędzy w błoto! Nawet można sobie rzucić żarcikiem, że im starsza, tym lepsza, bo naprawdę kartki przemykały między palcami ekspresowo, a zawarta na nich treść wywoływała sporą ekscytację. Zanim jednak rozgadamy się na dobre, pozwolę sobie przerzucić nas do…
NAWET WŚRÓD ŚMIECI MOŻNA ODNALEŹĆ COŚ CENNEGO...
Aleksandra: O czym tak właściwie jest książka? Już sam opis zdradził, iż historia będzie kręcić się wokół trzech chłopców, którzy – tak z dnia na dzień – musieli porzucić swoje monotonne, szare życie, aby uwolnić się od wszelakich kłopotów. A to wcale nie było takie łatwe. Raphael, Gardo oraz Szczur, zwyczajni nastolatkowie z biedniejszych rejonów Filipin, prawie że mieszkający na ogromnym wysypisku, znaleźli coś, co nie powinno nawet leżeć w zasięgu ich wzroku, podpadając tym samym wyżej postawionym ludziom...
Nie powiem, działo się, oj działo! Jak już wspomniałam, kartki niemalże fruwały, tak wciągała ta historia. Czułam się podekscytowana, zniecierpliwiona, a zarazem przerażona tym, jak jeden niepozorny czyn wywoływał lawinę zdarzeń. Serce tłukło mi jak oszalałe, kiedy każda kolejna sceneria nabierała rozpędu, dostarczając nowych informacji oraz bodźców. Dosłownie czuło się ten wiatr we włosach, kiedy pomykało się wszelkimi alejkami, próbując dogonić naszych spryciarzy. Odczuwałaś to samo?
Marlena Marlu: Początkowo tak, ponieważ niektóre sceny, szczególnie ta, która odbywała się na posterunku policji, zmroziła mi krew w żyłach, szybko się jednak okazało, że… ta książka jest dosyć przewidywalna, kiedy człowiek przyzwyczai się już do tej brutalności. Poza tym samo zakończenie pod tym względem pozostawia dużo do życzenia. Jest optymistyczne, może nawet niewiarygodne i na pewno nie do końca takie, jakbyśmy tego chcieli. Czujemy wręcz niedosyt. W zasadzie to po całej książce czuję trochę niedosyt. Zamysł był naprawdę genialny! To, co nas zachęciło najbardziej do tej lektury to motyw dzieci mieszkających na śmietnisku. Gdy się o tym czytało, człowiek czuł po prostu klimat biedoty. Autor nie przebierał w słowach, opowiadając nawet o tym, co chłopcy znajdowali przez większość czasu wśród śmieci. Myślę, że porównanie bogatej i biednej sfery akurat wyszło tutaj bardzo dobrze, szczególnie że uwikłano to w korupcję, bezlitosność władzy, polityczne zagrywki i bezradność tych, którzy nie mają wielu pieniędzy.
Aleksandra: Nietrudno się z tobą nie zgodzić. Przewidywalność to prawie że drugi tytuł tej książki. Doprawdy, niekiedy piekielnie brakowało tego mocnego uderzenia jakimś zwrotem akcji, który rozbudziłby zmysły i nakazał snuć wizje tego, co zdarzy się za chwilę. A tutaj aż czuło się, że zaraz wydarzy się to i tamto… Zakończenie? Totalnie sprawia wrażenie pisanego na szybko, bez jakiegokolwiek przemyślenia. Nie myślałam, że można aż tak polecieć! Historia chłopców mnie oczarowała (co da się zauważyć), gdyż autor w dość ciekawy sposób powplatał drastyczne momenty pomiędzy skrawki burej rzeczywistości, jednak zabrakło iskry, która wznieciłaby większy ogień. Czuło się autentyczność zdarzeń. Oczami wyobraźni widziało się zubożałe rejony oraz głodujących, spragnionych ciepła i bliskich ludzi, ale po takim zamknięciu całości zostaje się… po prostu wymiętolonym czytelnikiem. Takim, co nie wie, która odsłona – ta zachwycająca czy irytująca – przeważy nad ogólną oceną.
A skoro już o korupcji i skrajnościach mowa, to co może wywołać szok u czytelnika? Zdradzisz nam tę tajemnicę?
Marlena Marlu: W tej książce można usłyszeć jedno głośne stwierdzenie: „pieniądze są wszystkim”. Bardzo mnie to zdziwiło, szczególnie że podobna sentencja pada w trakcie lektury. To trochę niszczy dziecięce wyobrażenia z serii: „ważniejsza niż pieniądze jest miłość, rodzina, przyjaźń”, niestety trochę można się z tym zgodzić. Bez kasy nic nie zrobimy. Umrzemy. Poza tym na całym świecie wszystko kręci się wokół banknotów. Cóż zrobić, taka jest rzeczywistość. Biednym się dostaje, bogaci wspinają się po drabinach sławy, nie zawsze w sposób godny podziwu. Ta lektura dosadnie pokazuje, że czasami jedyne, co biedni ludzie mogą dostać, to w mordę. Zarówno od innych ludzi, którzy mają się za kogoś lepszego, jak i od życia. To dlatego też nie popieram tak kolorowego, niewyobrażalnego zakończenia.
Sytuacja związana z politykiem oszukujących ludzi na pieniądze przypomina nam trochę o naszej własnej rzeczywistości. To samo z policją. I z administracją różnych organizacji. Korupcja, korupcja, korupcja.
Aleksandra: Po stokroć zgadzam się z tobą. Motyw pieniędzy najważniejszych pod słońcem jest w stanie zasłonić inne równie istotne aspekty życia. Choć z ich pomocą zakupisz ubranie, jedzenie, opłacisz rachunki, ale nigdy nie zdołają uzupełnić luki, jaka pozostaje na miłość, przyjaźń czy szacunek. Dlatego też razem, podczas prywatnej rozmowy, uzgodniłyśmy, że „Śmiecia” nie powinni czytać młodzi czytelnicy. Fabuła kręci się wokół nastolatków, ale system ich życia jest niestety niepoprawny. Nie, inaczej – zupełnie odmienny od tego, czego sami nauczamy i w co wierzymy.
Korupcja to zło w najczystszej postaci, jednakże obecnie nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić, a co dopiero takie kraje, jak ten, w którym toczy się akcja powieści. Ideologia pieniądza, pozwalającego wyzwolić się z biedy, pozwala ustalać własne zasady gry, a zarazem pomaga czuć się… bezpieczniejszym. Tam, gdzie panoszy się korupcja, łatwo jest podpaść, dlatego ludzie uśmiechają się i działają zgodnie z wolą kogoś, kto nad nimi góruje. Chronią rodziny, a przede wszystkim siebie, co oznacza, iż strach biednych jest najlepszym przyjacielem śliskich bogaczy.
„TY DRUHA WE MNIE MASZ!”
Marlena Marlu: Skoro już pomówiłyśmy nieco o naszych refleksjach, jak i fabule, czas najwyższy skupić się na bohaterach, chociaż… czy mamy się na czym skupiać? Nie ma tu zbyt dużo rozbudowanych, barwnych kreacji. Większość postaci jest nijaka. Nie oznacza to oczywiście, że nie wzbudzały sympatii. Najbardziej w tym gronie wyróżniali się Szczur i Raphael. Początkowo można było odnosić wrażenie, że to Raphael jest głównym bohaterem, jego rozwój szedł w dobrą stronę. Doceniłam go za jego dziecięcą wyobraźnię, a potem za to, jak autor pokazał jego traumatyczny strach przed ludźmi. W tym momencie jednak fabularnie trochę zgasł.
Aleksandra: To już chyba podejdzie pod wieczne przyklaskiwanie, ale cóż poradzę na to, że raz jeszcze muszę przyznać ci rację? Raphael, z wiecznie uśmiechniętego dziecka, przeobraził się w sarenkę, gotową uciekać za każdym razem, gdy usłyszy jakiś niespodziewany szelest czy szept. Ukazanie jego nadszarpniętej psychiki, związanej z pewnymi przeżyciami, było autentyczne, autor nie sprawił, że chłopak szybko o tym zapomniał. No ale jak już wspomniałaś, przez to nasza gwiazda zgasła, tym samym wpuszczając na scenę swojego przyjaciela. Jun-Jun, „pieszczotliwie” zwany Szczurem, stanowił nie lada zagadkę. Odseparowany od reszty, żyjący w jeszcze gorszych warunkach niżeli jego towarzysze niedoli, nie sprawiał wrażenia kogoś, kto może pozytywnie zaskoczyć. A jednak! Niejednokrotnie pokazywał, że choć bywał z pewnymi aspektami do tyłu, to nadrabiał inteligencją i sprytem. Jak nikt inny umiał oplatać sobie ludzi wokół palca, co znacznie działało na jego korzyść. Nie ma co, nastolatek mocno mi zaimponował. Wszedł na scenę i skradł moje serce, próbując wypchnąć za kurtynę Raphaela, do ulokowanego tam wcześniej Garda, gdzie ten… no cóż… Może sama wspomnisz o nim co nieco?
Marlena Marlu: W zasadzie to czy jest sens o nim wspominać? Gardo po prostu istniał. Co prawda miał kilka ważnych scen do odgrywania, ale nawet wtedy miałam wrażenie, że ginął w tłumie na rzecz fabuły. Zupełnie jakby sam stał i spoglądał na to, co się dzieje (mowa tutaj choćby o arcyważnej scenie rozgrywającej się w szpitalnym więzieniu). Do tej pory nie potrafię wyróżnić żadnych jego cech szczególnych. Miał być tym najstarszym i troskliwym, ale czy taki był? Nie sądzę.
Aleksandra: No, niemalże robił za pełnoetatową niańkę Raphaela, co nawet całkiem, całkiem mu wychodziło. Niewiele od niego starszy, a odczuwałam, jakby dzieliło ich kilka lat różnicy. Jego zachowanie wyraźnie na to wskazywało. Jednak często ciężko było go odczytać, ale fakt (ponownie) – gdyby nie poszczególne sceny, to dałoby się go wrzucić w tłum pozostałych postaci, gdzie ci pokazywali się jedynie w danych chwilach, odbębniali swoje i na tym koniec. A szkoda, bo wielu bohaterów dałoby się jeszcze lepiej przedstawić. Aż pozwolę sobie rzucić tekstem, iż autor mógł nie mieć na nich za szczególnych pomysłów i kreował ich tak, jak akurat mu to pasowało do fabuły. Kto miał być dobry, był dobry, a kto zły – po prostu zły, aby móc na nich psioczyć.
Podsumowując.
Marlena Marlu: Pomimo opinii, jakie tutaj padły, książka wcale nie była zła. Jej podstawowa zaleta to dobry pomysł na powiązanie fabuły ze śmieciami. Śmieci tutaj można przyrównać do wszystkiego. Do biedy, do ludzi, do życia. Książka ani trochę nie uchodziła za nudną. Bardzo szybko się ją czytało i pomimo przewidywalności zdarzały się momenty, gdzie miało się ochotę wstrzymać dech. Poza tym wyraźna jest tutaj brutalność, jaka wynika z ludzkiego bytu. Co innego, że autor fabularnie mógł trochę bardziej popłynąć. Mógł włożyć więcej serca w kreowanie postaci. Może dobrze zrobiłoby tej książce również wydłużenie jej? Kto wie. Potencjał był. Czy zmarnowany? Nie do końca, ale na pewno można było jeszcze nad całością popracować.
Aleksandra: Pieniądze to nie wszystko – czy w przypadku tej książki na pewno? Niestety nie. „Śmieć” wyraźnie wskazuje, że choćby chciało się postawić miłość czy przyjaźń na pierwszym miejscu, to i tak będą odgrywać kluczową rolę w życiu. Tam, gdzie ubóstwo ma zawsze do wtrącenia swoje trzy grosze, rządzą i niestety ciężko wygrać z nimi batalię. Ten, kto nimi szasta, stoi ponad prawem, a ci, którzy są ich pozbawieni, zostaną poszkodowani.
„Śmieć” zapadnie mi w pamięci. Nie ze względu na wysoce rozbudowaną fabułę czy dobrze skrojonych bohaterów, a ze względu na to, jak brutalne bywa życie. Pełna niewiadomych historia, która uczy, bawi, smuci oraz wprowadza dreszczyk emocji, wprost idealna do wypędzenia jesiennego lenistwa z czterech liter. Jednakże i tak mogłoby być znacznie lepiej…