Paul Richard Evans to pisarz, którego powieści bez najmniejszego problemu trafiają na listę bestsellerów „New York Timesa”. Jak podaje notka z tyłu „Obiecaj mi” ‘jego książki ukazały się w ponad czternastu milionach egzemplarzy, przetłumaczono je na ponad dwadzieścia pięć języków, a kilka z nich stało się światowymi bestsellerami’. „Obiecaj mi” jest drugą książką tego autora, z którą się zetknęłam i powiem szczerze, że nie dziwię się statystykom przedstawionym powyżej. Jedyne co mnie zastanawia to to, skąd facet może mieć takie świetne wyczucie jeśli chodzi o ‘babskie’ sprawy, skąd czerpie wiedzę jak dana bohaterka powinna się zachować i co powiedzieć. Pewnie nigdy się tego nie dowiem, ale mimo wszystko uznaję tego autora za jednego z moich ulubionych jeśli chodzi o literaturę kobiecą.
Od razu na wstępie wspomnę, że z powodu niezwykle pokrętnej i zaskakującej fabuły, pewnie część z Was odbierze ten akapit jako delikatny spoiler, za co najmocniej przepraszam. Nie da się po prostu nakreślić akcji, tak żeby nie zdradzić chociaż jednego kluczowego zdarzenia.
Beth poznajemy jako starszą panią, która chce nam się zwierzyć ze swojego niezwykle ciekawego życia. Za sprawą opowieści, którą snuje, szybko przenosimy się do czasów kiedy bohaterka miała około 30 lat, 6-letnią córkę i umierającego męża. Jak możemy się domyślić, krótko po śmierci drugiej połowy, pojawia się ktoś nowy… Beth nie chce zbyt szybko wplątywać się w nowy związek, ale jako, że nowy mężczyzna zdaje się być bardzo zainteresowany, zupełnie przypadkiem ratuje życie jej córce, a do tego wygląda jak wzięty prosto z włoskiej plaży, samotna matka przestaje oponować i już po kilku dniach jest zakochana po uszy. Wszystko układa się pomyślnie do momentu kiedy Matt znika z ostatnimi pieniędzmi jakie Beth miała na poratowanie zdrowia córki i spłacenie hipoteki… Czy wszyscy mężczyźni muszą być tacy sami? Czy każdy jest skończonym idiotą i materialistą? Beth zostaje sama po raz drugi. Na szczęście i tym razem tylko na chwilę…
Pomimo, że skrót fabuły przedstawiony przeze mnie może nasuwać komentarze typu: „kolejny nudny romans”, zapewniam, że książka jest dużo „głębsza”, niż może się wydawać. Evans dotyka ważnych moralnych dylematów, oraz ukazuje prawdziwą przyjaźń. Matt i Beth to złożone charaktery, które ratują się wzajemnie, podejmują karkołomne decyzje, oraz dotrzymują solennie obietnic. Książka pełna jest wartych uwagi cytatów, co za tym idzie, nie pozostawia nas obojętnych, ale zachęca do przemyśleń i spostrzeżeń, a może nawet zmiany postaw życiowych.
W książkę wpadłam po uszy, nie potrafiłam się od niej uwolnić aż do ostatniej strony. Niestety, muszę przyznać, że w związku z nieco zagmatwaną fabułą, w pewnym momencie po prostu zgubiłam się i niektóre fakty zastanawiają mnie po dziś. Nie wiem czy to z powodu mojego zbyt natarczywego wyczekiwania na pewne informacje, inne zupełnie mi umknęły, czy może wina leży po stronie autora lub tłumacza. Tak czy inaczej, naprawdę nie rozumiem dlaczego osoba w jednej chwili umierająca, w drugiej stoi zdrowo przed lustrem i suszy włosy. Częste wypady w przyszłość i przeszłość sprawiają, że łatwo można się zgubić. Nie jest to jednak sprawa nie do przejścia. Ogólny sens oczywiście nam nie umyka i możemy cieszyć się wraz z bohaterami szczęśliwym zakończeniem.
Myślę, że nie przesadzę pisząc, że „lekki” styl to cecha charakterystyczna Evansa. Co przez to rozumiem? Książkę czyta się niesamowicie szybko i przyjemnie. Zdania są krótkie, dialogi jasne, a cytaty wyjęte z pamiętnika głównej bohaterki wprowadzają nas w klimat każdego z krótkich rozdziałów.
„Obiecaj mi” to klasyczny przykład dobrej literatury kobiecej. Polecam ją więc szczególnie koneser(k)om tego gatunku. Myślę, że jest to idealny materiał na wieczorny „wyciskacz łez”, którego każda z nas bywa spragniona od czasu do czasu.