Duchy, szamanka, banshee, demony, seanse spirytystyczne, opętania, egzorcyzmy, wychodzenie poza ciało. Gdy mowa o takich rzeczach, specyficznych trzeba przyznać, myśli się o horrorach, po których nie można spokojnie spać. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy ujrzałem te elementy w powieści, która na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemną książką, w żadnym wypadku nie przypominającą horroru. Mowa tu o „Szamance od Umarlaków” autorstwa Martyny Raduchowskiej, wrocławianki, której opowiadania można przeczytać w antologiach „Nawiedziny” oraz „Kochali się, że strach”.
Ida Brzezińska należy do czarodziejskiej rodziny, od wieków pałającej się magią, w której każdy ma jakieś zdolności. Dziewczyna jednak, nie wyczuwając u Siebie żadnych talentów, chce odciąć się od rodziny i żyć jak normalny człowiek: studiować, pracować, bawić się. I może byłoby to możliwe, gdyby nie jeden malutki szczegół: Ida widzi duchy a jej sny przepowiadają śmierć. Z przymusu trafia do ciotki, by uczyć się zawodu medium, a gdy mentorka odchodzi w zaświaty, dziewczyna, będąc zdana tylko i wyłącznie na siebie rozpoczyna najeżone trudnościami i niebezpieczeństwami życie szamanki od umarlaków.
„Szamanka…” odznacza się wciągającą, oryginalną aczkolwiek niezbyt złożoną fabułą, po brzegi wypełnioną ciekawymi aspektami fantastycznymi, których na próżno szukać w innych powieściach tego typu. Ida podczas swej przygody co chwile wpada w jakieś tarapaty, sprawiając, że czytelnik momentami nie może się oderwać. Są jednak elementy, które zniechęcają a obok, których przejść obojętnie nie można.
Główna bohaterka, Ida, jest miłą i przyjemną osobą, której przyszło zmierzyć się z czymś zupełnie nowym i trudnym, więc jej historia powinna w pewien sposób czytelnika do niej przybliżać. Ja jednak nie mogłem się do niej przekonać, często swym zachowaniem irytowała mnie i odpychała. Miałem też dziwne wrażenie, że autorka chce ponad wszystko, momentami przesadnie pokazać jak bardzo niezrozumiałe i nowe jest dla Idy bycie medium.
Zupełnie czymś innym było natomiast obcowanie z ciotką bohaterki, Teklą. Ta, choć była bardzo wredna i opryskliwa, swym zachowaniem oraz wypowiedziami ociekającymi sarkazmem, wywoływała uśmiech na twarzy. Widać też, że często kpiąc i żartując z Idy, tak naprawdę przywiązała się do młodej medium i chciała jej przekazać wiedzę niezbędną do przetrwania
Zarówno do interesującego stylu pisania autorki jak i zrozumiałego w odbiorze języka powieści nie mam prawie żadnych zastrzeżeń. Mieszane uczucia wywoływały u mnie zwroty typu: „rzucili jakimś hokusem-pokusem” lub „czarem- marem”. Chyba wolałbym już konkretne nazwy, być może brzmiące głupio ale i tak lepiej niż w/w. Dziwne wydało mi się także potraktowanie Pecha osobowo. Przedstawiony jest tutaj jako coś lub ktoś kto czyha na Idę i robi wszystko by uprzykrzyć jej już i tak ciężkie życie. Mam wrażenie, że bez wstawek o Pechu, książka byłaby równie dobra, kto wie czy nie lepsza.
„Szamanka od Umarlaków” nie jest być może arcydziełem fantastyki aczkolwiek warto poświęcić czas na jej przeczytanie. Jest lekką lecz mocno wciągająca powieścią urzekającą nowymi rozwiązaniami, jednak nie jest pozbawiona wad. Stąd moja ocena to tylko 3/5.