"Strażniczka wspomnień" to opowieść snuta dwutorowo: akcja rozgrywa się w latach 30-tych XX wieku na terenie Ukrainy i naprzemiennie w 2004 roku w Stanach Zjednoczonych. W wątkach z przeszłości poznajemy Katię, młodą dziewczynę, która wraz z rodziną żyje sobie na spokojnej, ukraińskiej wsi. Sielankowe życie, jakie zna, wkrótce zmienia się w koszmar - w jej kraju nastaje sztucznie wykreowany Wielki Głód, który zbiera tragiczne żniwo. W wątkach bardziej współczesnych mamy historię Cassie, młodej wdowy, która wskutek różnych okoliczności postanawia zamieszkać u swojej babci, gdzie odkrywa pamiętnik opowiadający o tym, co jej tajemnicza przodkini przeżyła w ojczyźnie, w Ukrainie, kilkadziesiąt lat wcześniej...
Cała opowieść jest snuta z perspektywy wszechwiedzącego narratora. Nie jest to lekka i przyjemna lektura, została jednak napisana w prostym i przystępnym stylu. To bardzo emocjonalna powieść, poruszająca, choć przy tym niepozbawiona nadziei. Zwłaszcza wątki z przeszłości są naprawdę bardzo dramatyczne i trudne. Nie umiem ocenić przy tym na ile ta książka jest zgodna z realiami historycznymi, niewiele wiem na ten temat, ale ponieważ to opowieść oparta na wspomnieniach prababci autorki (która akurat Hołodomoru nie przeżyła, ale znała to z opowieści innych) i na własnym researchu w tekstach źródłowych, przeprowadzonym przez panią Litteken, to myślę, że można ją uznać za prawdziwą albo bliską prawdzie.
Właśnie te momenty, kiedy autorka opowiada o losach Katii i o Wielkim Głodzie, są najlepsze z całej książki. Są trudne, smutne, poruszające, chwytające za serce, przedstawione z całą gamą emocji. Czytanie tych przeżyć bohaterki nie jest łatwe, ale uważam, że warto to zrobić, choćby po to, żeby w nieco bardziej przystępny sposób dowiedzieć się o tak wielkiej tragedii, jaka spotkała naród ukraiński przed prawie stu laty. Ja sama wiedziałam niewiele na ten temat, a teraz, po przeczytaniu, doczytałam nieco więcej i jestem w dalszym ciągu pełna złości i rozczarowania, że ludzie ludziom zgotowali taki los...
W pewnym sensie to historia na czasie - kiedy nasi sąsiedzi walczą o wolności, przypomina inną tragedię, jaka dotknęła Ukrainę - Wielki Głód. Autorka sama zauważa o tym w posłowiu: "Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że wydanie mojej powieści, traktującej o dawnej zbrodni na narodzie ukraińskim, zbiegnie się z tragedią współczesną i bardzo podobną".
Jeśli zaś chodzi o fragmenty współczesne w tej powieści, to niestety tu poczułam rozczarowanie. Cała historia Cassie jest banalna, a wątki miłosne wyjątkowo naiwne, oklepane i przewidywalne. Nie ma tu niestety niczego oryginalnego, mam wrażenie, jakbym czytała podobne opowieści, a sama Cassie jest dość irytującą postacią. Owszem, autorka wplotła tu temat żałoby, próby pogodzenia się z przeszłością, a także ułożenia sobie życia na nowo, ale jakoś mnie tym nie przekonała. Prawdę mówiąc, gdyby nie wspomniane wyżej wątki z lat 30-tych, które są interesujące i zarazem wstrząsające, to bym porzuciła tę lekturę.
Jak widzicie, "Strażniczka wspomnień" to książka nierówna: z jednej strony mamy tu tragiczne, dotykające czytelnika opowieści o wyjątkowo trudnym, prawdziwym momencie historycznym i dramatycznych losach bohaterki, a z drugiej nieciekawe, pospolite, schematyczne wątki bardziej współczesne. Siłą całej powieści jest jednak jej tematyka - chyba nie spotkałam się do tej pory z książką obyczajową poruszającą temat Wielkiego Głodu na Ukrainie.
Myślę, że nie jest to opowieść dla osób bardzo uczuciowych, wczuwających się, mogą bowiem zbyt mocno przeżyć tę lekturę. To książka zdecydowanie dla czytelników powieści obyczajowych rozgrywających się w trudnych czasach, którzy jednak podchodzą do lektury nieco bardziej na chłodno.
Książka powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza, któremu dziękuję za możliwość poznania tej książki przedpremierowo.