O cyklu z Antonią Scott słyszałam już tyle pozytywnych słów, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Główna trylogia wisi na mojej liście do przeczytania już od dłuższego czasu, choć sama nie wiem, kiedy się za nią zabiorę. Jednak, kiedy na polskim rynku ukazał się Pacjent, a ja otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania tego tytułu... Nie potrafiłam odmówić. Czy ten właściwie początek i moje pierwsze zetknięcie się z piórem autora zasługuje na uwagę i dobrą ocenę? O tym poniżej.
David Evans jest dość znanym neurochirurgiem i właśnie staje przed niemożliwym wyborem — jeżeli jego kolejny pacjent umrze na stole operacyjnym, córeczka Davida przeżyje. Zabieg ma się odbyć za 63 godziny, a osobą, której życie ma ukrócić neurochirurg, jest... prezydent Stanów Zjednoczonych. Rozpoczyna się walka z czasem i rozpaczliwe poszukiwanie rozwiązania dla tej patowej sytuacji. Czy David rzeczywiście pozbawi życia prezydenta, by uratować córkę? Jedno jest pewne – porywacz dziewczynki jest bezwzględny i stale obserwuje rozwój sytuacji...
Zaczynając lekturę tej powieści, byłam nastawiona optymistycznie. Nie oznacza to jednak, że gdzieś tam, z tyłu głowy nie czaiły mi się żadne obawy – bo przecież mogło wyjść naprawdę różnie. Przeczytałam pierwsze rozdziały i już wiedziałam, że to przede wszystkim nie będzie ostatnia książka autora, jaką przeczytam. Wiedziałam również, że przez najbliższe dni będę w stanie myśleć tylko i wyłącznie o Davidzie i jego sytuacji.
Główny bohater został bardzo ciekawie wykreowany. Z jednej strony jest postacią, która może wydawać się taka potulna, raczej nie sprawiająca większych problemów i przede wszystkim jest osobą, dla której rodzina jest najważniejsza. Z drugiej jednak zauważyłam, że w niektórych momentach wychodziła z niego jakaś niepokojąca siła, która sprawiła, że zaczęłam dostrzegać w nim taką bezwzględną stronę, która przyprawiała mnie o niepokój. Co ja tu mogę więcej napisać? David to z pewnością jedna z ciekawszych postaci, jakie przyszło mi poznać.
Główny wątek powieści dotyczył poniekąd dylematu głównego bohatera, choć ten dylemat nie był dla Davida aż tak ciężki — oczywiste, że w każdej sytuacji wybrałby życie swojej córki. Obserwowanie jego poczynań i tego, jak pogrywa sobie z nim Pan White (swoją drogą, to taka ciekawa postać! Niezwykle mnie zafascynował ten bohater) sprawiło, że przez dłuższy czas odczuwałam niepokój i jednocześnie chciałam poznać zakończenie jak najszybciej, ale z drugiej strony za bardzo bałam się tego, co wydarzy się dalej. Czy to zrozumiałe? Myślę, że dla większości miłośników thrillerów takie będzie.
Juan Gómez-Jurado ma bardzo dobre pióro, które sprawiło, że przez większość książki nie potrafiłam oderwać się od tej lektury. Jestem ogromną fanką Pacjenta i cieszę się, że w końcu mogłam poznać swoją pierwszą książkę tego autora. Wracając jednak do samego pióra — książka jest napisana naprawdę dobrze, wydarzenia są wciągające, a zwroty akcji rzeczywiście potrafią zaskoczyć. Moim zarzutem wobec tej pozycji może być to, że sama historia przez krótkie chwile wydawała się bardzo mało prawdopodobna, ale wydaje mi się, że nie mogę też oczekiwać po fikcji literackiej tego, że wszystko będzie na tyle prawdopodobne, że mogłoby zdarzyć się w prawdziwym życiu.
Pacjent to świetna lektura dla tych, którzy poszukują rozrywki oraz czegoś, co skutecznie zajmie im myśli w te ostatnie dni wakacji. Nie mogę doczekać się momentu poznania pozostałych książek z Uniwersum Reina Roja i mam nadzieję, że wydarzy się to jak najszybciej.