Żółty deszcz recenzja

Piękna i straszna opowieść o walce z przemijaniem

Autor: @Chassefierre ·3 minuty
2021-10-07
2 komentarze
22 Polubienia
Jedno trzeba powiedzieć od razu - pod względem stylistycznym ,,Żółty deszcz'' jest prawdziwym arcydziełem. Poetyckość języka, sam sposób prowadzenia narracji, płynne prześlizgiwanie się między majakami i wyobrażeniami, a rzeczywistym światem, przechodzenie między umysłem bohatera, a tym, co otacza go na zewnątrz, wspomnienia ożywiające puste ulice Ainielle - to wszystko sprawia, że pomimo tematu, który książka porusza, całość czyta się bardzo szybko i bardzo lekko. Wręcz pochłania się kolejne zdania i akapity.

Dlaczego więc ocena tylko ,,dobra''? Ze względu na Andresa Sosasa, ale o tym szerzej za chwilę.
Przyznam też, że jedna gwiazdka - zupełnie subiektywnie - poleciała ze względu na okrucieństwo wobec zwierząt, które w książce się pojawia. I tak, wiem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że kiedyś (i o zgrozo, nawet dzisiaj) ograniczeni i nieuświadomieni ludzie topią kociaki i szczeniaki. Wiem. Nie zmienia to jednak w żaden sposób mojego odbioru pewnych fragmentów ,,Żółtego deszczu''. Okrucieństwo to okrucieństwo i ciężko mi współczuć komuś, kto zrobił jakiemuś zwierzęciu krzywdę.

Andres i Ainielle
Andres z domu Sosas jest człowiekiem gór. Człowiekiem Ainielle. Tu się urodził, tu zamierza umrzeć. Jest wyjątkowo uparty w swoim postanowieniu - wioska wyludniała się od lat, razem z żoną przeżył odejście wszystkich sąsiadów, nawet odejście własnego syna, który wbrew woli ojca opuścił dom rodzinny.
I gdy ostatni z sąsiadów opuszcza Ainielle, gdy Andres zostaje w nim sam ze swoją żoną i psem, gdy zapada zimowy zmrok i zamieć zaczyna wyć za oknami wydarza się tragedia w wyniku której Andres zostaje sam.

Czy można było tej sytuacji uniknąć? Tak. Czy Andres doprowadził do niej - przynajmniej pośrednio - swoim bezsensownym uporem? Owszem. Ale to dociera do nas dopiero pod koniec, dopiero wtedy, kiedy mamy ogląd już na całą sytuację, gdy lepiej poznajemy życie Sosasa.

A jego życie, przynajmniej ten przepełniony poetyckością i melancholią koniec, jest wypełniony walką i rozpamiętywaniem. Walką z rozkładem, z roślinnością, ze zwierzętami, z zimą, z wodą, z ziemią. Z umierającą Ainielle - Andres nie jest w stanie pogodzić się z tym, że świat jego młodości odszedł w zapomnienie i już nie wróci. Nie chce przyjąć do wiadomości tego, że wsi już nikt i nic nie ożywi. Wychodzi z założenia, w dużej mierze nieuświadomionego, że ludzie tacy, jak jego sąsiedzi i jego syn, są gorsi, bo opuścili miejsce pozbawione perspektyw na lepsze życie. Tacy ludzie stali się dla Andresa w pewnym sensie zdrajcami - zdrajcami ,,naturalnego'' porządku rzeczy, życia prowadzonego z dziada-pradziada, czegoś, co Andres doskonale znał i lubił.

Dlatego, chociaż czytelnik dostrzega piękno obecne w przemijaniu, cudowną równowagę natury, która powoli i wytrwale sięga po tereny wyrwane jej przez człowieka, sam Andres tego nie widzi i widzieć nie chce. I co ważniejsze - nie jest w stanie się z tym pogodzić. Nie potrafi opuścić tej egoistycznej antropocentrycznej perspektywy umieszczającej go w centrum Wszechświata i wyjść poza nią. Nie potrafi dostrzec wspaniałości zapowiedzi odnowy, nowego początku, który wyrastał, wyrasta i będzie wyrastać z ziemi i otaczających go gór, nawet po jego odejściu.

Andres nie rozumie, że nie stanowi żadnego centrum, że to nie on jest najważniejszy w tej historii. Stąd ten żółty deszcz, który go nawiedza. Żółty deszcz składający się z liści opadających szeleszczącym dywanem na drogi, na taflę wody. Żółty deszcz będący metaforą nieubłaganego przemijania. Żółty deszcz, który mógłby być piękny - gdyby tylko bohater chciał w nim to piękno dostrzec.

Właśnie to nieuzasadnione niczym i niewyrażone wprost przekonanie o własnej wyjątkowości - oraz pewne istotne szczegóły, których nie chcę Wam zdradzać - sprawiło, że Andres, jako bohater, jako ktoś, komu powinnam współczuć; jako osoba samotna nękana przez widma i majaki, przez cienie swoich zmarłych, nie budził we mnie współczucia ani sympatii. Nie polubiłam go. Żeby być szczerym stary Sosas wydawał mi się dość antypatyczny.


Piękna i straszna opowieść o walce z przemijaniem
,,Żółty deszcz'' Julio Llamazaresa jest naprawdę świetną książką. I chociaż nie jest wielki objętościowo, i chociaż czyta się go naprawdę szybko to gwarantuję Wam, że ta powieść zostanie z Wami na długo. Może nie będzie obfitowała w mnóstwo refleksji w trakcie czytania, ale gdy odłożycie książkę na półkę, kiedy oddacie ją już do biblioteki, to okaże się, że cały czas o niej myślicie.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2021-10-05
× 22 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Żółty deszcz
Żółty deszcz
Julio Llamazares
7.4/10
Seria: Salsa

W latach sześćdziesiątych wsie położone wysoko pod pirenejskimi szczytami zaczynają się wyludniać, ludzie schodzą na niziny w poszukiwaniu wygodniejszego i bardziej dostatniego życia. Andres Sosas po...

Komentarze
@Betsy59
@Betsy59 · ponad 2 lata temu
Świetna recenzja!
× 2
@Chassefierre
@Chassefierre · ponad 2 lata temu
Dziękuję! :3
× 1
@jatymyoni
@jatymyoni · ponad 2 lata temu
Świetna recenzja i ciekawa książka.
× 1
@Chassefierre
@Chassefierre · ponad 2 lata temu
Dziękuję. :)
× 1
Żółty deszcz
Żółty deszcz
Julio Llamazares
7.4/10
Seria: Salsa
W latach sześćdziesiątych wsie położone wysoko pod pirenejskimi szczytami zaczynają się wyludniać, ludzie schodzą na niziny w poszukiwaniu wygodniejszego i bardziej dostatniego życia. Andres Sosas po...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Chassefierre

Modlitwa za nieśmiałe korony drzew
Nieśmiałość koron drzew...

... jest prawdziwym zjawiskiem. Znanym już od lat 20. XX wieku, ale wciąż bez wyjaśnionej przyczyny. Ludzie z Pangi też jej nie znają. Dex i Mszaczek opuścili Dzicz i w...

Recenzja książki Modlitwa za nieśmiałe korony drzew
Psalm dla zbudowanych w dziczy
,,Pragnienie odejścia zaczęło się od idei cykania świerszczy.''

Książka Becky Chambers jest fantastyczna na tak wielu poziomach, że nie wiem od którego z nich zacząć. Zacznę więc od tego, że trochę bałam się ,,Psalmu dla zbudowanych ...

Recenzja książki Psalm dla zbudowanych w dziczy

Nowe recenzje

Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa
''Ketman'' donosi bezpiece...
@ladymakbet33:

W zeszłym roku premierę miała książka znakomitego dotąd dziennikarza, Cezarego Łazarewicza. Mam tu na myśli reportaż Na...

Recenzja książki Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa
Polana
„Wycofaj się, póki czas. Zostań, a wchłonie cię...
@zaczytana.a...:

W mrocznych zakamarkach Puszczy Gorzowskiej, gdzie szepty drzew mieszały się z odgłosami ukrytych tajemnic, rozgrywa si...

Recenzja książki Polana
Sprawa lorda Rosewortha
"Kto by pomyślał, że kłamstwo może doprowadzić ...
@ksiazkirabe:

"Sprawa lorda Rosewortha" śledzi losy Jonathana Harpera, prywatnego detektywa, który na prośbę znajomej podejmuje się r...

Recenzja książki Sprawa lorda Rosewortha
© 2007 - 2024 nakanapie.pl