Wszystkie wojny, wszystkie tułaczki, jak i wreszcie wszystkie ludzie dramaty muszą się kiedyś skończyć... - ta życiowa prawda znajduje swoje potwierdzenie również na kartach literatury, a dokładniej rzecz ujmując na blisko 700 stronach porywającej powieści „Wojna kości”, która wieńczy sobą popularny cykl fantasy Andrei Steward pt. „Tonące Cesarstwo”, jakim to mogliśmy cieszyć się w naszym kraju przez ostatni rok za sprawą Wydawnictwa Fabryka Słów. Zapraszam was do poznania recenzji tej finałowej odsłony, która tyleż intryguje, co i wielce zaskakuje...
Wojna w Cesarstwie Feniksa trwa w najlepsze, gdy oto Dione, Ragan i ich armie sieją chaos i zniszczenie, zbliżając się do cesarskiej wyspy Lin - by ją zgładzić, by zakończyć władanie dynastii Sukai, by oddać władze w ręce zwykłych ludzi i przebudzonych Alanga. Jednakże jest jeszcze cień nadziei, jaki kryje się pod postacią pradawnych, magicznych białych mieczy, które pragnie zdobyć Lin, Dione i Ragan. Rozpoczyna się walka z czasem, w której wielka rolę odegra uznawany za zmarłego Jovis. Zanim jednak do tego dojdzie, będzie musiał on uwolnić się spod niewoli bezwzględnego Kaphry, co okaże się niezwykle trudnym...
Andra Steward kończy tę piękną, niezwykle klimatyczną, ale też i zaskakującą swoim pomysłem opowieść o magii, władzy, miłości i poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o to, kim jest się naprawdę. I kończy w sposób iście epicki, kładąc wielki nacisk na wojenno-polityczne akcenty, ale też i na przygodową akcję z magią i dobrym humorem w tle, gdy oto każdy z bohaterów będzie musiał przebyć swoją własną, trudną, bolesną drogę. I można też powiedzieć o tej książce, że jest najbardziej widowiskową i zarazem najbardziej dramatyczną częścią tej pięknej, literackiej trylogii.
Lin, Jovis, Ranami, Phalue, Nisong, Mephi i Thrana - każda z tych postaci przechodzi tu ważną przemianę, odnajdując siebie samego, odkrywając pisany los, czasami sprzeciwiając się swojemu przeznaczeniu. Każdemu z nich autorka poświęciła tu wiele miejsca i uwagi, aczkolwiek to Lin i Jovis są oczywiście najważniejsi, gdy próbują odnaleźć się w tym wojennym chaosie, starają podejmować właściwe decyzje, jak i wreszcie poświęcają na rzecz innych, ponoszący przy tym wielką, czasami największą cenę. Znakomitym jest to, że wszystkiego jest tu dokładnie tyle, ile potrzeba - walki, podróży na kolejne wyspy, polityki, wątków natury obyczajowej oraz wciąż fascynującej nas magii kości.
Ważne jest z pewnością to, że autorka doprowadza do końca wszelkie rozpoczęte wątki - m.in. ten z udziałem Lin, która walczy o swoje Cesarstwo i swoje szczęście, czy też choćby ten z udziałem Nisong, która odkrywa kim jest, po co jest i jak bardzo się myliła. Nie ma tu żadnych niedomkniętych spraw, pozostawionych bez odpowiedzi pytań, czy też ścieżek fabuły, które zostały gdzieś po drodze zepchnięte w niepamięć, pominięte, zagłuszone główną osią relacji. I tym samym możemy powiedzieć o tej książce, że wieńczy ona sobą ten cały cykl w piękny i dopracowany w każdym względzie sposób. Oczywiście osobną kwestią jest to, czy zgadzamy się z pomysłami Andrei Steward na to, jak potoczyły się losy Jovisa, Thrany i reszty bohaterów, ale tak z literaturą rozrywkową zapewne zawsze już po prostu będzie.
Opowieść ta stanowi sobą także dopełnienie spojrzenia na ten cały niezwykły, wyspiarski, fantastyczny świat i jego mieszkańców, gdzie z jednej strony odwiedzamy znane nam i też zupełnie nowe miejsca, gdzie odkrywamy wreszcie prawdę o pochodzeniu i znaczeniu Alanga, jak i gdzie też poznajemy motywacje bohaterów, co dotyczy raczej tych „złych” postaci i które to mogą nas bardzo zaskoczyć..., ale z drugiej strony też i rozumiemy lepiej Lin, Jovisa, Phalue i resztę postaci, z których każda musiała coś utracić, by tym samym zyskać coś innego, większego, piękniejszego.
Lektura tej powieści jest dla nas wielką przygodą, która wielokrotnie zaskakuje, czasami rozbawia, ale niekiedy także i zasmuca, gdyż na kartach tej opowieści mieści się tyleż radości, co i smutku. Najważniejsze wydaje się jednak to, że do samego końca nie możemy być pewni zakończenia tej historii, która mogłaby by pozostać już taką na zawsze, ale która jednocześnie za jakiś czas może ukazać swoje kolejne oblicze, na co też po cichu gorąco liczę. Póki co mamy okazję cieszyć się tym, co jest, czyli porywającą, klimatyczną, pięknie przetłumaczoną na polski język przez Piotra Kucharskiego i okraszoną wspaniałymi ilustracjami Dominika Brońka, baśniową opowieścią fantasy z absolutnie najwyższej półki.
„Wojna kości” Andrei Stewart, to piękna, poruszająca, spełniająca pokładane w niej oczekiwania opowieść fantasy, która wieńczy sobą ten cały znakomity cykl. I jak to już bywa z pożegnaniami jest trochę smutno, ale też i jest poczucie satysfakcji i radości, że mieliśmy możliwość poznania w naszym kraju tej pięknej historii.
"Ta książka traktuje czytelnika z szacunkiem, angażując jego inteligencję na każdym kroku." Robin Hobb Świat przedstawiony jest tak misternie skonstruowany, że niemal ożywa na kartach książki, a p...
"Ta książka traktuje czytelnika z szacunkiem, angażując jego inteligencję na każdym kroku." Robin Hobb Świat przedstawiony jest tak misternie skonstruowany, że niemal ożywa na kartach książki, a p...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @Uleczka448
Jeszcze ciekawsza, jeszcze bardziej złożona, jeszcze lepsza odsłona przygód Vaelina Al Sorny!
Winy zostaną wybaczone, bohaterskie czyny nagrodzone, zaś zasłużony spokój stanie się udziałem tych, którym się on należy... - tak być powinno, ale w prawdziwym życiu b...
Nic nie połączy dwoje osób tak dobrze, pięknie i trwale, jak przypadek... Przypadek, za którym kryje się rzecz jasna los, przeznaczenie i jakkolwiek nazwana siła wyższa,...