Ośmioro ludzi ginie w dość zagadkowy sposób, po czym budzi się w nowych ciałach, w nieznanym świecie. To, co ich łączy, to ... piramida. Tuż przed śmiercią wszyscy widzieli tą charakterystyczną budowlę. W tym czy innym kontekście. Nieznany świat okazał się pustynią, a nowonarodzeni żyją w nowych ciałach. Wstępuje w nich nowe życie. Dosłownie i w przenośni. Tylko czy oznaką nowego życia musi być nieograniczona żądza drugiego ciała? Tak się dzieje w powieści, i to w przypadku wszystkich bohaterów. Tak zaczyna się powieść Krzysztofa Bonka „Ameno I”. Jedynka w tytule wskazuje że ma być więcej części. Dokładniej mówiąc Bonk napisał trylogię.
Egipcjanka archeolog Zahira, pan Takashi oraz pani Sakura jako japońska para z jakuzy, hinduska córka magnata sojowego Devi i jej krajan Kavi, żołnierz i kosmonauta kapitan Henen, jazydzka uciekinierka Nadia oraz dżihadysta Abdul. Co ich łączy, a może co ich dzieli? Czemu to ich wybrano? I kto ich wybrał? Te dwa pytania są o wiele ciekawsze niż opisy gorącego seksu. Seksu i przemocy. Moim zdaniem byłoby lepsze dla narracji powieści, gdyby Czytelnik ujrzał poczynania bohaterów dążące do budowy jakoweś nowej cywilizacji. Jestem pacyfistą, i rozwiązanie, jakie proponuje Autor – nie satysfakcjonuje mnie.
Połączenie wierzeń starożytnych z technologią dwudziestego/dwudziestego pierwszego wieku nie jest niczym nowym. Przypomnijmy popularne pod koniec XX wieku teorie Ericha von Däniken. Opowiadały one o kosmitach którzy przylecieli na Ziemię, aby uczyć ludzi wyższych cywilizacji. W powieści „Ameno I” Autor wykorzystuje ten wątek, wychodząc od starożytnego mitu. Dobry pomysł, nawet gdy jest już wielokroć wykorzystany. Na przykład w filmowej serii o Indianie Jones. Lecz, jak już pisałem w poprzednim akapicie, za dużo krwi wylewa się na karty. Owszem, Harrison Ford również strzelał … Przyznaję: czepiam się. A może nie: połączenie Ericha von Däniken i przygód archeologa-detektywa jednak daje ciekawy efekt? W tej powieści … Ale o tym w następnym akapicie.
Samą konstrukcję powieści nie można krytykować. Wszystko jest na miejscu. Rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie. Z nutą filozofii nawet. Lecz warsztat to nie wszystko. Powieści brakuje smaczku, tego czegoś dodanego od Autora. Bo tak naprawdę w powieści „Ameno I” widzę same kalki literackie. To już było, Panie Autorze. A gdzie Pana oryginalne pomysły? Już nie wiem który raz to piszę, ale niestety lubię się czepiać. Wiecie o co mi chodzi? O objętość powieści. Gdy zobaczyłem że liczy zaledwie 150 stron, a później przeczytałem opis na czwartej stronie okładki, pomyślałem: „ Niewykorzystany ambitny plan”. Nie pomyliłem się, niestety. A mogło być tak pięknie.
Z tego co przeczytałeś Czytelniku, wyciągniesz zapewne jeden wniosek: mam ambiwalentny stosunek do powieści Krzysztofa Bonka. Niby dobra, niby sprawnie napisana. Lecz nie tak do końca. Być może wynika to z wielości książek które przeczytałem. Takiego czytelnika nie łatwo omamić.
Z tytułu wynika że powieść o której właśnie piszę, jest częścią pierwszą. Z propozycji sztukatera zaś widać, że Krzysztof Bonk napisał trylogię pod tytułem „Ameno”. Mam nadzieję, że dalsze losy ośmioro ( a właściwie siedmioro!) bohaterów są napisane ciekawiej niż to co mamy w części pierwszej. Dlaczego ten nawias w pierwszym zdaniu akapitu? Przeczytajcie sami, proszę!
Książkę otrzymałem od "Sztukater.pl"