Prozę Orwella czyta się świetnie i to mimo bezsprzecznego faktu, że nie jest ona optymistyczna. Posiada on niebywałą wręcz lekkość w tworzeniu wciągającej narracji. Nie mogłem się oderwać od opowieści snutej przez Georga Bowlinga, tęgiego 45-cio letniego mężczyznę, który zdecydowanie ma dość swojego życia, i chętnie wraca we wspomnieniach do krainy swojego dzieciństwa. Jednak gdy decyduje się faktycznie odwiedzić rodzinne strony, okazuje się, że wszystko bezzwrotnie uległo zmianie.
Sławę Orwellowi przyniósł mu przede wszystkim „Folwark zwierzęcy” oraz dystopijny „Rok 1984”, który dzięki postaci „Wielkiego Brata” przeniknął na stałe do języka i kultury. Trzeba jednak uznać, że „Brak tchu” literacko w niczym nie ustępuje tym bardziej znanym książkom, a być może nawet je przewyższa. Nie bez przyczyny wielu uważa tę pozycję za najlepszą z powieść Georga Orwella. Choć to głównie narracja baryłkowatego, nieszczęśliwego mężczyzny, to de facto wyraża on pełne zaniepokojenia myśli, które kłębiły się w głowach wielu anglików w przededniu wybuchu II Wojny Światowej.
„Jeśli o czymś myślicie, możecie być pewni, że milion ludzi myśli jednocześnie z wami o tym samym.”
Trudno mi określić dlaczego powieść ta tak mocno mnie wciągnęła. Niby składa się głównie z monologu sfrustrowanego przedstawiciela klasy średniej. Niby znajduje się tu sporo dłużyzn. Niby to głównie wspomnienia utraconego dzieciństwa – a mimo to, proza ta bardzo angażuje. George Bowling nawiązuje z nami kontakt, wielokrotnie w swoim monologu zwracając się do nas, odbiorców jego słów.
Jest przy tym zabawny, rozbrajająco szczery, a czasem wręcz obcesowy (nawet wulgarny). Jest po prostu zrezygnowany. Ma dość swojego życia, ze względu na nieudane małżeństwo, i brak perspektyw na lepszą przyszłość. Do tego stale pojawiają się na horyzoncie brunatne bombowce, a na ulicach coraz więcej mówi się na temat Hitlera. Wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii rozprawia się przede wszystkim na temat tego kiedy rozpocznie się nieuchronna wojna. To wszystko nie napawa optymizmem. A do tego jeszcze te cholerne bachory, które nie dają chwili wytchnienia („Patrzę na dzieci i chce mi się rzygać…”).
Przez tę powieść chciało mi się płynąć, i to mimo tego, że zarówno moje poglądy jak i doświadczenia oraz czasy jakich doświadczam, są bez wątpienia inne niż w przypadku Georga Bowlinga. Zwyczajnie jednak polubiłem tego grubszego mężczyznę, bo – jak zresztą sam zauważa – trudno kogoś takiego nie darzyć (z lekka pobłażliwą) sympatią:
„Przecież taki osobnik nie może nawet zostać postacią tragiczną, ponieważ tam, gdzie są grubasy, nie ma miejsca na tragizm, lecz tylko komizm. Wyobraźcie sobie na przykład otyłego Hamleta! Albo Flapa w roli Romea.(..)Przypuśćmy, że Hilda w weekend puściłaby mnie kantem – słowa bym nie pisnął, chyba byłbym nawet zadowolony z tego , że moja stara po tylu latach działa jeszcze na kogoś podniecająco – jednak powiedzmy, że bym się przejął , i cóż z tego? Czy rzuciłbym się na łóżko, wstrząsany paroksyzmami szlochu? Czy ktokolwiek tego by po mnie oczekiwał ? gdzieżby tam ! Z taką figurą jak moja byłoby to wprost obleśne”.
Trudno zresztą jednoznacznie stwierdzić czy Bowling ma tak duży dystans do siebie, czy też tak bardzo ma dość swojego życia. Trudno też zdecydować czy żali się na swój los, czy po prostu chce się z nami podzielić swoim postrzeganiem świata i nie należy się dopatrywać w tym utyskiwania. Bez wątpienia nie jest fanem instytucji małżeństwa. Czuje, że się dusi w swoim życiu. Brak mu tchu. Uczucie to jest nieobce wielu spośród tych, do których dociera, że oto pewne rzeczy przeminęły bezpowrotnie.
„Po straszliwych bojach, których celem jest zaciągnięcie faceta do ołtarza, kobieta jakby doznaje wielkiego wytchnienia, a cała jej młodość, czar, urok, energia i radość życia ulatują w mgnieniu oka.”
„Gdy baba dostanie w czapę, pierwszym podejrzanym jest jej mąż; daje to do myślenia, co ludzie naprawdę myślą o instytucji małżeństwa.”
Bohater powieści postanawia uciec od swojej codzienności do przeszłości. Nie wypisuje się z życia, nic z tych rzeczy. Uknuł po prostu plan, jak wykorzystując pewne zaskórniaki, może spędzić tydzień bez rodziny. Postanawia w tajemnicy wyjechać do miejscowości, w której dorastał.
„Przeszłość to dziwna rzecz. Towarzyszy nam przez cały czas, w każdej porze myślicie o zdarzeniach sprzed dziesięciu albo dwudziestu lat, a jednak najczęściej nie jest ona realnym bytem, tylko po prostu zestawem faktów, które zapadały wam w pamięć, niczym wiadomość z podręcznika do historii. Nagle jakiś przypadkowy, widok, dźwięk czy zapach, zwłaszcza zapach, puszcza w ruch maszynerię i nie tylko powraca do was przeszłość to wy sami w nią zapadacie.”
Gdy jednak konfrontuje swoje wspomnienia z szarą rzeczywistością, okazuje się, że kraina beztroskiego dzieciństwa już nie istnieje.
„I jeszcze coś, pomyślałem, jadąc w dół, koniec z moimi marzeniami o powrocie do przeszłości. Jaki ma sens ponowne przeżywanie dzieciństwa? Ono przecież nie powróci. Zaczerpnąć oddechu, bujda z chrzanem! Tchu, tchu brakuje, dławi duchota.”
Powieść, choć napisana z wielkim polotem i pełna humoru, nie nastraja optymistycznie. Zresztą ciężko spodziewać się takiej lektury po autorze „Folwarku zwierzęcego” i „Roku 1984”. Orwell widzi przyszłość w ciemnych barwach. Dlatego również narrator „Braku tchu” nie należy do tych, którzy widzieliby szklankę do połowy pełną:
„Nadchodzą złe czasy, a wraz z nimi funkcjonalni ludzie. Nie wiem, co nastąpi później, zresztą niewiele mnie to obchodzi. Wiem tylko, że jeśli na czymś choć odrobinę wam zależy, lepiej już teraz się z tym pożegnajcie, ponieważ cały świat pogrąża się, niknie powoli w bagnie przy wtórze serii z karabinów maszynowych.”
„(…) to nie wojna jest taka straszna, tylko świat, jaki po niej nastąpi. Świat, w który wpadamy jak w bagno, świat nienawiści i sloganów”.
Zdecydowanie polecam tę książkę. To mistrzowska proza, być może najlepsza jaka wyszła spod ręki Georga Orwella. Choć powieść czyta się świetnie, trzeba pamiętać o tym, że nie jest to lekka lektura. Skłania raczej do smutnych refleksji na temat społeczeństwa, ale są one nam potrzebne. Może dzięki nim coś ulegnie zmianie na lepsze. Przynajmniej w nas.
„Myślę, że naprawdę umieramy wtedy, kiedy zamiera nasz umysł, kiedy nie może zaakceptować już niczego nowego”.
Powieść uznawana za najlepsze dzieło autora Folwarku zwierzęcego i Roku 1984, przełożona na kilkadziesiąt języków. Akcja rozgrywa się w Anglii, a bohater –gruby komiwojażer George Bowling, po nieoc...
Świetnie napisana recenzja! Jeśli chodzi o autora, to nie miałam okazji jeszcze przeczytać żadnego utworu spod ręki George'a Orwella. Natomiast po recenzji myślę, że będę musiała w końcu się przemóc i przeczytać. Na liście, oprócz "Folwarku Zwierzęcego", widnieje już "Brak tchu". Dziękuję! Od siebie dodam jeszcze, że kiedy czytałam recenzję, to przyszedł mi na myśl film "Wieloryb", którego głównym bohaterem jest otyły mężczyzna, próbujący naprawić swoją relację z córką. Plus, akcja dzieje się wyłącznie w jego mieszkaniu. Gorąco polecam, ponieważ to miejsce, gdzie otyłość to nie komizm, ale tragizm, a film pozostaje z widzem na długo.
Powieść uznawana za najlepsze dzieło autora Folwarku zwierzęcego i Roku 1984, przełożona na kilkadziesiąt języków. Akcja rozgrywa się w Anglii, a bohater –gruby komiwojażer George Bowling, po nieoc...
Wraz z pierwszymi stronami tej książki przenosimy się do Anglii na początku XX wieku, którą poznajemy z perspektywy naszego głównego bohatera Georga Bowlinga. Przez większą część książki nie tyle sku...
Słysząc nazwisko George'a Orwella nasuwają się nam dwa tytuły - "Folwark zwierzęcy" oraz "Rok 1984". Książki te przyniosły pisarzowi sławę, spychając w cień inne jego dzieła. Należy do nich m. in. "Br...
@nenya89
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...