Dom Nocy polubiłam od pierwszego tomu - mimo iż niektórzy pisali że to nieoryginalny, szablonowy paranormal romance znów o wampirach, mi to wcale nie przeszkadzało cieszyć się lekturą. Czy aby jednak po kolejny tom warto było sięgnąć?
„Nie musisz być silna. Musisz być mądra. Musisz poznać siebie i ufaj tylko tym, którzy są godni.”
Zoey wróciła z Zaświatów, by zająć należne jej stanowisko najwyższej kapłanki Domu Nocy. Powrót dziewczyny cieszy jej przyjaciół, jednakże pojawia się obawa, czy po stracie Heatha Zoey poradzi sobie z rzeczywistością oraz czy jej związek z atrakcyjnym wojownikiem Starkiem okaże się pocieszeniem. Tymczasem dla Stevie Rae relacje z Rephaimem, Krukiem Prześmiewcą, stają się coraz cenniejsze. Wiąże ich tajemnicze i potężne Skojarzenie. Nad Domem Nocy wciąż czyha niebezpieczeństwo ze strony Kalony i Neferet, będącej coraz bliżej osiągnięcia nieśmiertelności.
„- Czasami nic i twoi przyjaciele równa się mnóstwo czegoś.”
To już moje ósme spotkanie z Zoey i nie mogę powiedzieć że najmniej udane. Ta część obfituje w wiele niespodziewanych wydarzeń, chociaż kilkakrotnie zdarzyło mi się odczuć, że zostały one trochę rozciągnięte żeby książka miała jak największą objętość. Niemniej zdarzyło się wiele naprawdę ciekawych i zaskakujących momentów w których nie mogłam narzekać na brak akcji. Co do fabuły - może i znajdują się tu wampiry jak wielu innych książkach, ale ich świat (a właściwie relacje pomiędzy wampirami i ludźmi) został przedstawiony w niespotykany mi w innych powieściach sposób. Każdy adept (naznaczony) musi udać się do Domu Noc, by szkolić się w walce i uczyć. W tym czasie organizm dokonuje przemiany (lecz tylko w obecności dorosłych wampirów), lecz jeśli coś pójdzie nie tak młodzik umiera, więc jedynym schematem jaki tu znajdziemy jest sama postać wampira.
„- Jeden [...] nie może zrobić za wiele. Ale cała grupa, kiedy zbierze się razem, może.”
Każdy wątek śledziłam z nieskrywaną ciekawością, jednak chętnie przeczytałabym jeden rozdział z perspektywy Kalony i Afrodyty... ale miło ze strony autorek, że w tej roli pojawił się kilka razy Rephaim. Od samego początku jego znajomości ze Stevie Rae szybciutko czytałam kolejne strony, by dojść do fragmentów z tymi bohaterami - on, Kruk Prześmiewa, "syn swego ojca", morderca i demon - ona dobra, miła, roześmiana pierwsza wampirza czerwona kapłanka. Niezwykłość tego związku sprawiła, że nie mogłam przewidzieć czy im się uda i co się stanie gdy do syna przybędzie Kalona. Miałam w związku z tym duże oczekiwania i muszę powiedzieć że się nie zawiodłam - tę akcję autorki poprowadziły mistrzowsko, czyniąc końcówkę tej książki zaskakującą, chociaż Neferet triumfowała ostatnia. Ale morał wyszedł z tego jeden: miłość nie zna żadnych granic i jeśli naprawdę kogoś kochasz to nie ma znaczenia, że nie jest człowiekiem .
„- [...] moc jest jedyną, która trwa na zawsze. - Nie, to miłość trwa na zawsze.”
A bohaterowie? Zoey nadal bywa nieco nudnawa, Afrodyta wciąż zachwyca ciętym językiem (mimo iż w tej części autorki postanowiły ograniczyć ilość wulgaryzmów [co jednak chyba wyszło na dobre książce]), Eric wkurza pyszałkowatością (chociaż okazuje się że on również ma dobre uczucia), a Neferet wciąż jest zła.. i robi to naprawdę świetnie.
Jest jednak jedna rzecz, która denerwowała mnie już wcześniej, ale teraz wywołała u mnie falę oburzenia - chodzi mi tu o "płytkie tło", czyli puste postacie drugoplanowe. Jak wszyscy (czyli Wielka Rada oraz adepci mieszkający w Domu Nocy w Tulsie) mogą być tak głupi?? Na oczach tych drugich Neferet zamordowała Najwyższą Kapłankę - Szechinę, na jej rozkaz Kruki Prześmiewcy zabijały ludzi (nie wspomnę o wielu innych podobnych przykładach) a wszyscy wciąż nie do końca wierzą/wcale nie wierzą w winę Tsi Sgili. Miejscami miałam ochotę krzyknąć: Jak możecie być tak ślepi?! Jednak końcowe wydarzenia sprawiły że moja złość jeszcze bardziej wzrosła... choć rozstrzygnięcie sprawy Rephaim-Stevie przyćmiły nieco mą złość.
„Jej wyraz twarzy był pogodny i szczery, więc zastanawiałam się, jak to możliwe, że coś co -byłam pewna- jest tak zgniłe w środku, może być tak wspaniałe na zewnątrz.”
Ta część mimo kilku niedociągnięć wciąż trzyma wysoki poziom - ciekawa fabuła i żwawa akcja to jedne z wielu jej plusów, a jeśli ktoś naprawdę się wciągnie (co nie jest takie trudne) z pewnością nie zwróci większej uwagi na to "płytkie tło".... zapewniam że końcówka rekompensuje wszystkie 'ale'.