RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!
"Korporacja bezpieczeństwa cywilnego"? Ależ to przewrotna książka!
Dobrze, przyznaję się: mam słabość do SF/fantasy/urban i innych "dzieci literatury z nieprawego łoża" (określenie pewnego dr hab specjalizującego się w literaturze XIX wieku, nie moje). Oczywiście, że mam do nich słabość! To pierwszorzędne książki! Owszem, jak w każdym gatunku zdarzają się zbuki, ale i te potrafię wybaczyć.
"Korporacja bezpieczeństwa cywilnego" Agathy Magpie zbukiem nie jest. To kawał dobrej rozrywki w stylu, który lubię. Jest w tej książce i wrażliwość, i dzieciakowatość, i arogancja młodości, i głód głębi.
Treści opisywać nie będę. Można przeczytać notkę wydawnictwa, da to przedsmak tego, czego można od akcji tej książki oczekiwać. Postaram się tak odwoływać do treści, żeby nikomu niczego nie zaspoilerować.
Autorka stworzyła świat, który pewnego dnia po prostu wskoczył w naszą rzeczywistość i w niej osiadł. Jednym z elementów owej rzeczywistości są indygo, byty obdarzone co najmniej niecodziennymi umiejętnościami. To w świecie indygo się obracamy i poznajemy go w taki sposób, na jaki pozwala Agatha Magpie.
Świat powieści jest konsekwentny i przemyślany. Widać, że autorka "chodziła z nim" jakiś czas, nim go opisała. Jest perwersyjna przyjemność w poznawaniu zakamarków świata, który jest tak nietypowy i "nienaturalny". To trochę, jakby się wędrowało krainą dziecięcych baśni, tylko nie tych wersji ocenzurowanych i przefiltrowanych przez to, "co wypada", "co można dać dzieciom do czytania". Nie ma w jej książce jednorożców i księżniczek, bo to może i jest fantasy dla młodych, ale zdecydowanie w wersji noir.
Mam wrażenie, że Magpie doskonale się bawi okrucieństwem świata, który opisuje. I nie tylko nim. Jakby autorka zostawiała Czytelnikowi tropy, wiodące do innych wytworów kultury. Miałam nawet (przy zachowaniu wszelkich proporcji) skojarzenie z "American psycho", z książką, nie filmem.
"Każdy ma swoje powody, żeby coś robić i nie powinno się oceniać cudzych czynów, dopóki się nie zna sytuacji danej osoby. Ale wiesz, ludzie to hipokryci. No i nic się nie poradzi na to, jaką się ma robotę, nie? Dlatego nie krytykuję was za zabijanie, ale muszę was sprzątnąć, bo tego wymaga moja robota". [s. 149]
"Mimo niedosytu czułem się częściowo usatysfakcjonowany. Sprawdziłem to, o czym myślałem od dłuższego czasu i byłem zadowolony z efektu. Kiedy usłyszałem w telewizji o oskórowanej nastolatce, najpierw chciałem tego użyć w książce, ale szybko uznałem, że coś takiego nie pasuje do mojego bohatera. Był mordercą, który z każdej ofiary tworzył swoiste dzieło sztuki. Jednak kiedy zacząłem obdzierać tego mężczyznę ze skóry, odkryłem, że ma to ogromny potencjał. Musiałem się tylko zastanowić, co dokładnie z tym zrobić.
Ziewnąłem szeroko i przeciągnąłem się." [s. 232]
Akceptuję brutalność w książkach, Lubią ją nawet. Zresztą, jest to okrucieństwo, w którym nie ma pornograficznego podejścia, właściwego nadającym non-stop telewizjom informacyjnym, jest za to estetyka komiksu, a konkretnie - mangi. Zapewniam Was, to duża różnica dla odbiorcy.
"Korporacja bezpieczeństwa cywilnego" Agathy Magpie jest, jak napisałam w zdaniu otwierającym recenzję, przewrotna. Bohaterowie nie przymilają się do mnie, czytelnika, tylko robią swoje. Są wredni, marudni, złośliwi, aspołeczni, humorzaści, egoistyczni, nie robią rzeczy "bo wypada". Są tak ludzcy, że trzeba było zrobić z nich indygo, by ktoś się na nich nie obraził.
Jest w postaciach książki urocza ambiwalencja, podobna do tej, którą mają w sobie bohaterowie mangi, którą już w recenzji wspomniałam. Widać ją w opisach ich fizyczności i widać ją w ich zachowaniu. Lubię androginiczne niedopowiedzenie mangi i lubię yaoi, pewnie dlatego tak dobrze bawiłam się czytając "Korporację bezpieczeństwa cywilnego" Agathy Magpie. Podobnie, jak bohaterowie książki, za swoje gusta przepraszać nie będę.
Muszę przyznać, że Agatha Magpie zaskoczyła mnie swoją książką. Nie wiem, czego oczekiwałam, ale nie tego pazura, nie tej werwy. Podoba mi się i to, jak autorka opisuje duże rzeczy, i to jak kreśli szczegóły, na przykład… opisując biurokrację, jej działanie. Obraz papierów, które trzeba non stop podpisywać, jest śmieszny i stał się jakoś boleśnie przejmujący, bo nagle uświadomiłam sobie, że to te papiery rządzą, nie ludzie. To zupełnie poboczny watek, drobiazg, ale pokazuje jak Agatha Magpie rzeźbi jej świat. Dobrze to robi.
Lubie i cenię kostyczny humor tej książki, lekceważący konwenanse i poczucie "przyzwoitego śmiechu".
Z czego się śmiejecie? Ze wszystkiego!
Jest taki moment w "Korporacji bezpieczeństwa cywilnego", w którym najpierw jest dyskurs o różnorakich torturach, potem główny bohater narzeka, że sobie nie powalczył, a miał nadzieję na mordobicie, a później następują rozważania o miłości [s. 195 i wcześniejsze] i jest to przepyszne, ironiczne, wyśmiewające większość konwencji, z wyjątkiem tej, przynależącej do mangi.
Czy "Korporacja bezpieczeństwa cywilnego" Agathy Magpie to dobra książka? TAK.
Czy ma wady? TAK, ma!
Biorę pod uwagę fakt, że czytałam egzemplarz recenzencki i czytelnicy dostaną lepiej zredagowaną książkę. Mimo wszystko…
Magpie ma bardzo ciekawy styl. Unikający pasteli i sentymentalizmu, a nawet sentymentów. Narrację prowadzi pierwszoosobowa i wydarzenia poznajemy za pośrednictwem wielu osób, wielu bohaterów.
Często odzywa się bohater, którego jeszcze nie poznaliśmy, który dopiero "wyjdzie z akcji", lub taki, który się już w ogóle nie pojawi. Ciekawy to środek stylistyczny, jednak wprowadza wielość głosów, które ciężko jest autorce utrzymać. Mamy bowiem do czynienia z kakofonią narratorów.
Gdyby usunąć ich imiona, imiona mówiących postaci, głosów większości z nich nie dałoby się rozróżnić. W warstwie językowej narratorzy są męcząco podobni, brzmią i mówią tak samo, zupełnie jakby byli odłamkiem jednego i tego samego głosu. Jako bohaterowie się różnią, jako prowadzący narrację - absolutnie nie. Szkoda, niebywała szkoda, bo książka przez to traci. Kilku narratorów pewnie byłoby autorce łatwiej poprowadzić, tu mnogość ją pokonała.
Autorka, aczkolwiek sprawna językowo, robi błędy stylistyczne i składniowe, których redakcja nie wyłapała. Są jakieś "nie jesteś pierwszego zdrowia" [s.20], "nie starałem się na wymuszenie uśmiechu" [s.95], "nie możesz decydować o królewskiej krwi poprzez czyjeś zachowanie" [s.202] i tak dalej, i tak dalej. Muszę przyznać, że irytowały mnie te i mniejsze od tych błędy. Były jak skazy, które szpecą obraz.
Autorka czasem gubi się w dialogach. Być może to kwestia źle umiejscowionych akapitów, ale czasem ciężko było domyślić się, który bohater wygłasza jaką kwestię. Jako czytelnik powinnam to wiedzieć, nie musieć się domyślać i wracać raz jeszcze do jakiegoś fragmentu, żeby go przeczytać uważniej i wytropić mówcę. I nie, nie mam kłopotów z czytaniem.
Czasem Magpie nie może się zdecydować, jakim słowem określa jakie zjawisko.
Tak jest na przykład z teleportacją, która mniej więcej w dwóch piątych książki staje się nagle deportacją. Słowo brzmi lepiej, zgoda, ale niestety znaczeniowo nie gra. Nawet jeśli rozszerzymy mu semantykę, to jednak to nie to.
Widzicie? Takie małe, ale irytujące rzeczy.
Akcja też ma swoje drobne niekonsekwencje. Ot, uwielbiana przeze mnie androginiczność i nieokreśloność jednej z grup bohaterów, stigm. Autorka napisała, że stworzono je, kiedy po drastycznym spadku liczby kobiet, zaczęto obawiać się o przetrwanie populacji. Tymczasem cały czas w akcji czytamy o jakichś "dziewczynach", zawsze występujących w grupach, które gdzieś chodzą, siedzą w kawiarni, snują cię, flirtują z bohaterami i trzeba tych bohaterów z ich szponów wydzierać. Czyli są? Są.
Moim zdaniem żaden bohater nie musi się tłumaczyć z jego/jej wyborów intymnych. A sam pomysł stigm - przedni.
Na koniec: "Korporacja bezpieczeństwa cywilnego" Agathy Magpie to dobra książka, która przy odrobinie czasu i większej staranności autora stałaby się bardzo dobra.
Ale i tak - gorąco polecam.