W trzecim tomie przygód skarpetek autorstwa Justyny Bednarek otrzymujemy – w końcu – pełnowymiarową powieść, a nie zbór krótkich form. Tytuł książki „Banda Czarnej Frotte” w połączeniu z grafiką na okładce (grupa skarpet na łódce) sugeruje piracką opowieść. Historia z kosza na pranie faktycznie przenosi się na morze, ale jest raczej podróżniczo-awanturniczo-przygodową bajką. Co tym razem Justyna Bednarek przygotowała dla skarpetek?
Powieść zaczyna się dość mocnym akcentem. Mama małej Be sprząta i wyrzuca zniszczone, niepotrzebne rzeczy. Skarpeta bez pary wie, że nieuchronnie skończy w worku na śmieci. Ucieka. Tak rozpoczyna się istny rollercoaster przygód. Nie będę wchodzić w szczegóły. Napiszę tylko, że autorka nie daje nam odpocząć. W każdym rozdziale coś się dzieje, a skarpetki zawędrują nawet do gwiazd. Istne szaleństwo. W trakcie fabuły utworzy się banda Czarnej Frotte, czy grupa skarpet przyjaciół, które wspólnie będą przeżywać przygody. Ekipa ta to wachlarz osobowości: tęczowy poeta, wybielona czarna skarpetka, wrażliwa skarpeta z truskawką, skarpeci detektyw czy dwóch ciągle sprzeczających się kompanów. Grupa dziwna, ale świetnie współpracująca.
Mówiąc o tej książce zaznaczyć muszę, że ma kilka mocnych akcentów. Wspomniałam już scenie wyrzucania zniszczonych ubrań do śmieci. Oglądana z perspektywy przerażonych ciuchów wydaje się naprawdę straszna. W książce znajdziemy też dwa bardzo czarne charaktery, z których jeden posiada armię białych rękawiczek. Nie są to elementy, które wychodziłby poza to co dopuszczalne w literaturze dziecięcej, ale czuję się w obowiązku zaznaczyć, że nie jest to łagodna publikacja.
Dodać też muszę, że jest to historia dynamiczna wręcz pobudzająca. My czytamy raczej wieczorem i książka ma na celu wyciszyć dziecko. „Banda Czarnej Frotte” raczej się do tego nie nadaje. Akcja pędzi na łeb na szyję i ma w sobie coś takiego, że chcemy złapać kij i „nawalać” białe rękawiczki. Justyna Bednarek wciąga nas w wir wydarzeń i nie chce wypuścić, a my przemierzamy ze skarpetkami Ziemię i niebo w szaleńczym tempie.
Czarna, zacerowana czerwoną nitką Frotte nie okazała się piratem jak przypuszczałam, a podróżnikiem. Uciekając przed wrzuceniem do worka na śmieci nie przypuszczała, ile przygód ją czeka i jak wielu pozna przyjaciół. Jej perypetie zostały opisane z humorem i szaleństwem charakterystycznym dla cyklu o skarpetkach. Publikacja przypadnie do gustu miłośnikom dynamicznych przygodówek, bo charakteryzuje się wyjątkowo wartką akcją. Nie jest to coś co opowiada potrzebom czytelniczym mojej rodziny, ale kto wie, jak będą one wyglądały za rok czy dwa. „Banda Czarnej Frotte” poczeka na półce i sięgniemy po nią niebawem – tak czuję.