Rosy Edwards - dwudziestoparoletnia singielka, która po rozstaniu z Charliem zaczyna szukać nowej miłości. A szuka jej na portalu randkowy, z którego po jakimś czasie rezygnuje. I wtedy odkrywa aplikację randkową, którą jest Tinder. I tu rozpoczyna jej się przygoda z wybieraniem mężczyzn lub odrzucaniu ich. Przygoda z wirtualnymi korespondencjami i realnymi spotkaniami.
Wypożyczyłam tą książkę, aby w razie co mieć coś lekkiego podczas czytania cięższych lekturach. I przeczytałam ją w dwa dni.
Poznajemy Rosy, która jest singielką, pracuje w PR i szuka miłości. Ma paru przyjaciół i ogólnie jakoś żyje. Próbuje znaleźć chłopaka idealnego na portalu randkowym, ale stwierdza, że to nie dla niej, więc usuwa konto i wraca do rzeczywistości. Do czasu. W końcu przyjaciółka pokazuje jej aplikację randkową, z której sama też korzysta, jaką jest właśnie Tinder. I Rosy przepada. W każdym miejscu może przeglądać profile facetów na Tinderze i odsyłać ich na lewo (jeśli jej się nie podobają) lub na prawo (jeśli daje im szansę). Potem tylko czeka, aż zostanie z którymś dopasowana i zaczyna konwersację. A później randki. Bardziej lub mniej udane.
Szczerze? Naśmiałam się przy tej książce jak przy żadnej innej. Poczucie humoru głównej bohaterki jest po prostu zaraźliwe. Przyznam Wam się, że trochę utożsamiłam się z Rosy, bo sama kiedyś korzystałam z portali randkowych. Więc mam jakieś tam pojęcie na ten temat. Ale trafiałam tylko na napaleńców lub małżeństwa. Więc wróciłam do rzeczywistości i odnalazłam miłość. ;)
Ale wracając do książki. Bardzo szybko mi się ją czytało ze względu na dialogi, ale i wartką akcję. Poznajemy Rosy, towarzyszymy jej na randkach, w pracy i w życiu. Wczuwamy się w jej historię i to dawało mi taką przyjemność z czytania tej książki. Czasami główna bohaterka wkurzała mnie sowimi głupimi decyzjami, ale po za tym nic nie mogę tej lekturze zarzucić.
Polecam każdej kobiecie, dziewczynie, która ma ochotę się odprężyć przy dobrej i zabawnej książce.