Jedną z teorii wyjaśniających wyginięcie dinozaurów jest to, że wielki meteoryt uderzył o Ziemię i zniszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze (no dobra, może trochę przesadzam, ale dinozaury zniszczył!). Tym razem na Ziemię spada cała seria meteorytów, ale jej znaczenie jest całkiem inne – znane jednak tylko garstce wybranych, którzy wiedzą, że to czas wezwania. Do czego? Do walki o przetrwanie, niezależnie w jaki sposób – liczy się cel, a cel uświęca środki. Od dziecka byli szkoleni i wiedzieli, że ta chwila kiedyś nadejdzie. Nie mają żadnych wyjątkowych zdolności, a jednak ich umysły i ciała są przygotowane na zniesienie tego, co najgorsze. Rozpoczyna się Endgame.
„Endgame. Wezwanie” to książka, wobec której mam sprzeczne odczucia. Z jednej strony nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wybitnie przypomina ona bestsellerowe „Igrzyska śmierci”, ale z drugiej strony… wow! To się stało czymś więcej niż zwykłą powieścią. Endgame stało się całym projektem, który wraz z opowiedzianą przez autorów historią niezwykle porusza wyobraźnię. Zagadka goni zagadkę, a każdy czytelnik może sam doświadczyć tego, czego doświadczają bohaterowie stworzeni przez pana Freya i Johnson-Sheltona.
W sumie… to nawet nie wiem, co konkretnego mogłabym napisać o tej pozycji. Z pewnością jest to lektura, która zapewnia nam rozrywkę na dłuższy czas, bowiem liczy sobie jakieś 500 stron. Fakt, czyta się ją lekko i przyjemnie, ale rozwiązywanie zagadki i próby dojścia do tego, co też autorzy mieli na myśli i chcieli nam zafundować jest dodatkowym urozmaiceniem, które nieco wydłuża czas zapoznawania się z tą książką. Oczywiście robi to w sposób bardzo przyjemny, bo kto z nas nie lubi projektów, które kryją w sobie coś znacznie więcej? W pewnych chwilach robiło się naprawdę ciekawie, wręcz intrygująco, a czasami również niebezpiecznie.
Poszczególne rozdziały skupiają się na konkretnych bohaterach, których jest całkiem sporo, co początkowo nie ułatwia sprawy wczucia się w ten klimat, ale już po jakimś czasie przychodzi nam to z łatwością. Dostrzegamy charakterystyczne cechy każdego z Graczy, mniej więcej wiemy, czego się spodziewać po każdym z nich, chociaż nie ukrywam, że nie raz potrafią również zaskoczyć czytelnika swoim zachowaniem. Nie mam swojego faworyta, ale cieszy mnie to, że autorzy nikogo nie zlekceważyli i każdy Gracz stanowił część spójnej całości.
Fabuła jest porywająca i charakteryzuje się dobrym tempem. Fakt, łatwo doszukać się inspiracji „Igrzyskami”, ale jednak są to dwie różne historie i miejsca akcji. Podoba mi się fakt, że w przypadku „Endgame” areną jest cały świat, a Gracze mają nieograniczone możliwości. W moich oczach powieść ta stała się czymś bardzo realistycznym, co mogłoby faktycznie odbywać się choćby w tej chwili – tuż pod naszym nosem, a my nie mielibyśmy nawet o tym najmniejszego pojęcia. Styl autorów jest dosyć niepowtarzalny, ale myślę, że dzięki niemu książka zyskuje jeszcze więcej. Podobnie jak dzięki dobrej konstrukcji zagadek, dodaniu ciągów liczbowych czy mistycznych ilustracji oraz zakończeniu, które daje sporo do myślenia i nie da się ukryć – zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy. Autorzy pozostawili sobie spore pole do popisu, a ja odczułam niedosyt – chcę więcej.
Ta książka ma w sobie coś naprawdę niepowtarzalnego. Początkowo miałam wobec niej mieszane uczucia, może nawet negatywne i czułam się lekko zawiedziona, ale to jedna z tych pozycji, które docenia się dopiero po pewnej chwili. Jestem naprawdę zadowolona z lektury i skłaniam się ku temu, aby polecić ją każdemu, kto ma ochotę na nieco innowacji i oryginalności. Wkład autorów w ten projekt budzi podziw, bowiem stworzenie tak dogranej i logicznej historii, w której pojawia się tak wiele niewiadomych jest nie lada sztuką. I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie byłam w stanie napisać wszystkiego, co bym chciała na temat „Endgame” – jest to dla mnie niewykonalne. Każdy sam musi zobaczyć, co oznacza Endgame, każdy sam musi poczuć tę atmosferę i dać się porwać wyobraźni. Dopiero wtedy będziecie w stanie zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi i dlaczego jest we mnie pewien rodzaj pozytywnej sprzeczności dotyczący tej pozycji. Polecam!