Lubię książki, które wywołują u mnie pozytywne uczucia. Niekiedy wystarczy zerknąć na okładkę, przeczytać krótki opis wydarzeń występujących w utworze i zobaczyć tytuł, który sprawia, że nieznana siła przyciąga nas do danej lektury. Chwytając w swoje ręce „Poduszkę w różowe słonie” autorstwa Joanny M. Chmielewskiej byłam przekonana, że znajdę w tym utworze coś niezwykłego. Przede wszystkim pociągał mnie wspaniały i intrygujący tytuł, bo jak się okazało – nadawał całej książce blask.
Hanka to odpowiedzialna i inteligentna osoba, a zarazem zamknięta w sobie kobieta, bojąca się komukolwiek zaufać, która pracuje w jednej z polskich firm. Jej życie całkowicie się zmienia, kiedy umiera jej najbliższa przyjaciółka – Ewa. Wraz z odejściem bliskiej osoby, Hanka staje się opiekunem pięcioletniej córki Ewy – Ani oraz Floriana, maskotki dziewczynki, która charakteryzuje się ogromną kapryśnością. Kobieta stara się połączyć swoje życie zawodowe z wychowaniem dziecka, które nie wykazuje żadnych oznak współpracy, bowiem do końca nie potrafi zrozumieć, dlaczego jej mama odeszła. Hanka, która pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji, nieustannie pragnie porozumieć się z Anią i odnaleźć upragnione szczęście. W międzyczasie na jej drodze pojawia się Łukasz – tajemniczy chłopak, który od samego początku sprawił, że coś w niej drgnęło. Ustabilizowane życie głównej bohaterki diametralnie się zmienia. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze bolesne wspomnienia z przeszłości, z którymi musi uporać się dotychczasowa kobieta sukcesu.
„Poduszka w różowe słonie” to książka niezwykła. Pierwszy raz spotkałam się w twórczością pani Joanny M. Chmielewskiej i przyznam, że jestem bardzo usatysfakcjonowana. Powieść pochłonęłam w przeciągu dwóch dni, wdrążając się w życie Hanki, która na każdym kroku mnie zaskakiwała. Historia może wydawać się zwykła, bowiem taki los mógł spotkać każdego z nas. Jednak autorka dodała do tej powieści taką wspaniałą nutkę tajemniczości i słodkiej goryczy, że dzieje bohaterów bardzo mnie zainteresowały. Pisarka idealnie oddała uczucia, jakie skrywała w głębi serca Hanka, która bała się zaufać komukolwiek. Również wczucie się w dziecięcy umysł wyszedł pani Chmielewskiej wręcz rewelacyjnie. Czytając opis myśli i wyobrażenia świata małej dziewczynki widziałam jej ból i niezrozumienie. Tok rozumowania Ani niekiedy wręcz ściskał serce. A jej wierny towarzysz – Florian, którego zachowanie nieraz wyprowadzało Hanię z równowagi, szczególnie utkwił mi w pamięci. Bo tak markotnej maskotki chyba jeszcze nigdy nie widziałam. ;)
Polubiłam styl Joanny M. Chmielewskiej, która jest posiadaczką bardzo lekkiego pióra Stworzyła z szarej historii bujną opowieść, która sprawiła, że mogłam zarówno patrzeć ze zgrozą na dalsze posunięcia bohaterów, jak i śmiać się, kiedy stawiali krok do przodu. Wątpliwości i lęki Hanki ukazały mi, jak niekiedy niewiele wiemy o ludziach, którzy przebywają wśród nas. Książka z niesamowitymi elementami, czyli innymi słowy – bajka, która mogła zdarzyć się naprawdę. Kolejnym plusem tejże powieści są idealnie zarysowani bohaterowie oraz to, że akcja cały czas gna do przodu, nawet jeśli tylko drobne szczegóły wyjaśniają kolejne elementy układanki. Zauroczyła mnie również zamieszczona w książce retrospekcja, która jeszcze lepiej oddawała klimat całego utworu, wprowadzając nas do wydarzeń, mających wpływ na ogólne zachowanie postaci.
Jako minus mogę podać fakt, iż książka niestety jest przewidywalna. Już po kilkunastu stronach byłam niemal pewna, że znam zakończenie „Poduszki w różowe słonie” i oczywiście moje obawy się sprawdziły. Niekiedy również irytowała mnie Hanka, jednak to zapewne dlatego, że nie mam cierpliwości do tego typu osób. Pomijając te fakty, utwór oceniam całkowicie na plus.
Przyznam, że idealnie odnalazłam się w „Poduszce w różowe słonie” i polecam ją wszystkim tym, którzy lubią prostą fabułę i niesamowite opisy uczuć oraz wydarzeń. Dzięki tej powieści można uwierzyć w prawdziwe wartości oraz w to, że pomimo wszystko warto dążyć do szczęścia. A niekiedy ono samo stara się za nami podążać.