Dziś napiszę o trochę starszej książce. Książka niniejsza jest wynikiem II literackiego konkursu "Fantastyki". Zaś o jakości tego konkursu niech świadczy fakt, że jednym z opowiadań zgłoszonych na niego był "Wiedźmin". Oczywiście nie są to wszystkie opowiadania zgłoszone na konkurs, bo tych było ponad 1000, są tu tylko te nagrodzone (poza "Wiedźminem", który został wydany osobno). Tło zostało nakreślone, no to zaczynamy.
Pierwsze opowiadanie jest jak Ogr, a jak wiemy Ogry są jak cebula (i nie dlatego, że im jedzie), a cebula ma warstwy. Tu też trafiamy do" Matrixa", ale stworzonego dla jednego człowieka i ponoć przez niego "kontrolowanego". Podobieństwo do "Matrixa" jest tym większe, że tu też katalizatorem katastrofalnych (być może) zmian, był robot domowy. W tym świecie bohater opowieści ma jeszcze dodatkowy, przydomowy "Matrix" służący mu do tworzenia erotycznych światów. Zmiany zachodzące, po dość niefortunnej przygodzie pralki, do złudzenia przypominają tak modny obecnie steampunk. Końcowa scena gmatwa już i tak pogmatwany świat z opowieści, nawet Dick by się chyba pogubił.
Gdy oddamy nad sobą rządy sztucznej inteligencji, czy okaże się ona od nas samych mądrzejsza na tyle, żeby nam pomóc? I to nie tak jak w "Ja Robot", żeby uratować nas przed nami samymi, trzeba nas wyeliminować dla naszego dobra, tylko pokazując nam, że jest inna lepsza droga. Czy może potraktuje nas jak takich trochę zacofanych rodziców, którym jednak trzeba pomóc i pozwolić podążać indywidualnym ścieżkami, gdy my sami będziemy chcieli dzięki niej nałożyć sobie kaganiec.
Szczerze powiedziawszy trzecie opowiadanie uważam za pomyłkę i to poważną.
Czy uderzenie fragmentu komety, poza wiadomymi fizycznymi skutkami, może mieś jeszcze dodatkowy efekt w postaci rozwarstwienia się czasu i przestrzeni. Opowiadanie trochę przypomina "Piknik na skraju drogi". Nie wiadomo co właściwie dzieje się w strefie upadku, zaś to co dzieje się w strefie straciło możliwość jakiegokolwiek kontaktu z resztą świata. Inaczej płynie czas, tasując się i przekładając, tu się starzejąc tam młodnąc. Kontakt pomiędzy tymi światami wywołuje anomalie powodujące śmierć ludzi próbujących przeniknąć przez mgłę.
Co jest istotą człowieczeństwa inteligencja, budowa ciała czy może to, że mamy coś takiego jak uczucia? Wizja bycia człowiekiem w postapokaliptycznej przyszłości, gdzie człowiekiem zostaję się przez zdobycie pewnej ilości punktów człowieczeństwa i kaprys orzecznika, wydaje się być straszna i bardzo prawdopodobna.
I znów wizja świata po apokalipsie. Ludzkość już tylko trwa, dzięki możliwości przedłużania istnienia. Ale i tu nadchodzi kres. Kto będzie ostatnim człowiekiem na ziemi i jak skończy się świat?
Czy istnienie istoty nieograniczonej ani czasem, ani przestrzenią może się okazać jałowe, bo samotne? Czy żeby zwalczyć szarość powszedniości nawet taka istota potrzebuje współistnieć? A z drugiej strony, czy tylko przez osiągnięcie nieziszczalnego marzenia, możemy my szarzy ludzie, pozbyć się szarości z naszego życia?
Czasami nie zdajemy sobie sprawy jakie skutki mogą wywołać nasze działania. A jeśli istoty równe bogom też nie zawsze mają pojęcie co czynią i jakie skutki spowodują ich kaprysy. Gdy skutki ich poczynań dostaną się w ręce tak małostkowych istot jak my, ostateczny efekt może być katastrofalny.
Na mnie, jak i na jury konkursu największe wrażenie zrobiło opowiadanie Huberatha i nie ma się co dziwić. Gdyby nie trzecie opowiadanie, które dla mnie jest kompletną pomyłką i nie wiem jakim cudem trafiło do tego zbioru, całość zasługiwałaby na więcej, a tak tylko 7/10.