Z magią jej do twarzy recenzja

"Z magią jej do twarzy" to ostatni tom magicznej trylogii w klimacie urban fantasy autorstwa Katarzyny Wierzbickiej, który jest świetnym zwieńczeniem całości. Tym razem Katarzyna Wierzbicka zaserwowała swoim czytelnikom sporo akcji i atrakcji, zamykając wszystko w dość opasłej, ponad 500 stronicowej książce.

"Z magią jej do twarzy" to książka dla osób, które poznały wcześniejsze wydarzenia z udziałem Agaty, spójna z dwoma poprzednimi tomami, jednak zdecydowanie od nich inna. Agata i Bartek po wielu trudnościach rodzinnych (i międzynarodowych) rozpoczynają intensywne przygotowania do ślubu. To wielki dzień i właśnie wokoło tych przygotowań zbudowana jest akcja w trzeciej części. Kto zna Agatę ten wie, że kłopoty ją uwielbiają, a demoniczne siły przyciągają jak magnes ( czy tylko ja uwielbiam Dawida?) , jest więc oczywiste, że nie obejdzie się bez turbulencji.

Książka aż kipi akcją, więc czytało mi się ją bardzo dobrze i szybko, a na półkę odkładałam ją dopiero wtedy, gdy zostałam przymuszona. Jednak moim faworytem nadal pozostaje "Tajne przez magiczne", ponieważ tam dosłownie pokładałam się ze śmiechu (może jest to kwestia tego, że sama przez 13lat pracowałam jako nauczycielka przedszkola i ulokowanie akcji książki fantastycznej w przedszkolu już jako sam pomysł wydaje się absurdalne). Gdy skończyłam czytać "To nie jest kraj dla słabych magów" miałam cichą nadzieje na powrót do szkoły wraz z kolejnym tomem i chociaż faktycznie szkoła się w nim pojawiła, to jednak było jej zdecydowanie za mało.
Katarzyna Wierzbicka odrobinę bawi się z czytelnikiem przeplatając ślubne przygotowania (fryzura, suknia, obiad z rodzicami) ze śmiertelnie niebezpiecznymi konfrontacjami Agaty z siłami demonicznymi i może właśnie dzięki temu dzieje się tu tak dużo.
Świetne zakończenie (Idealne na świąteczny czas!) totalnie zaskakuje i sprawa, że porozrzucane chaotycznie puzzle zaczynają do siebie pasować, ale też wydaje mi się że nie zamyka serii, a z pewnością pozostawia pole dla wyobraźni czytelnika.