Elio ma 17 lat. Co roku spędza wakacje we Włoszech, a jego ojciec - profesor uniwersytecki - zaprasza wówczas kogoś do pomocy przy swojej pracy. W tym roku tym kimś jest 24-letni Amerykanin, Oliver. Elio od pierwszej chwili jest nim zauroczony, zauroczenie to zaś w kolejnych dniach przekształca się w gwałtowne pożądanie, jakiego młodzieniec nigdy wcześniej nie doświadczył. Między mężczyznami rozpoczyna się gra o wzajemną uwagę, pełna obaw, ale i nadziei.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, i co czym muszę powiedzieć, to epatowanie homoseksualizmem. Mam wrażenie, że na tym właśnie zbudowana została akcja marketingowa tej powieści. Czytajcie, bo to LGBT, a LGBT jest teraz trendy. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam nic przeciwko osobom o odmiennej orientacji, mam takich również wśród swoich znajomych i nie mam z tym absolutnie żadnego problemu. Mam problem z podkreślaniem homoseksualizmu jako czegoś odmiennego czy wyjątkowego. Nie widzę w jaki sposób miłość dwóch mężczyzn miała by nadać książce jakichkolwiek wyjątkowych walorów w porównaniu do powieści o miłości mężczyzny i kobiety. Miłość dwojga ludzi jest piękna zawsze, ich płeć nie ma tu żadnego znaczenia i absolutnie nie robi żadnej różnicy. A ja sięgam po książkę, żeby przeczytać wspaniałą opowieść o tej właśnie miłości, a nie przedzierać się przez manifest bojowników LGBT. Im bardziej będziemy podkreślać różnice między homo- i heteroseksualistami, tym wyraźniej będzie je widzieć społeczeństwo. Ludzie, opanujcie się.
Pozostając w temacie, nie rozumiem co autor chciał osiągnąć pisząc tę książkę w taki sposób. Na początku było bardzo dobrze - młody człowiek próbujący poradzić sobie z niespodziewanymi uczuciami. To był piękny fragment, pełen głębokich przemyśleń i trafnych spostrzeżeń na temat życia. I nagle wszystko runęło. Po co ten wulgaryzm w opisach, który pojawił się w drugiej połowie powieści? Po co te szczegółowe opisy rzeczy, które nawet ludzie o swobodnym pojmowaniu seksualności uznaliby za co najmniej dziwne? Czy ja naprawdę potrzebowałam w moim życiu wulgarnego opisu masturbacji morelą i późniejszej jej konsumpcji? Nie. Nawet w szmatławych erotykach seks jest opisany z większym smakiem. Odbieram jedną gwiazdkę za zniszczenie pięknej opowieści o uczuciach dwojga ludzi.
Z dobrych rzeczy, pierwsza połowa książki była naprawdę magiczna. Atmosfera leniwego, włoskiego lata, zapach morza, smak dojrzałych owoców - tę opowieść czuło się wszystkimi zmysłami. Rozterki głównego bohatera, tak naiwne i dojrzałe zarazem, sprawiały, że ciężko było odłożyć tę powieść choć na chwilę. Choć nie lubię narracji pierwszoosobowej, tutaj była poprowadzona tak zręcznie, że nie wyobrażam sobie, by mogła być inna. Zakończenie również pasowało w stu procentach, było najlepsze z możliwych, choć pozostawiło na języku posmak melancholii. I choć akcja płynęła powoli, nie było nudno, jednak dobrze, że nie trwało to dłużej.
Podsumowując, widzę dlaczego części czytelników ta książka wydała się arcydziełem. Ja jednak mam z nią problem i nie potrafię złożyć w jedno spokojnej i magicznej pierwszej połowy z wulgarną i niesmaczną drugą połową. Dla mnie nie jest to książka dobra, jestem przekonana, że szybko o niej zapomnę i już nigdy do niej nie wrócę. Czy polecam? No tu jest dylemat. Ale chyba nie. Jest tyle lepszych, w których czuć klimat południowych Włoch, że nie będę polecać tej, która miesza go z tak ordynarnymi scenami. I tyle w temacie.
Książka dostępna na portalu czytampierwszy.pl