Muszę się przyznać, że do tej pory Turcja nie była krajem, który mnie szczególnie interesował, bardzo mało o nim czytałam i traktowałam jako jeden z kierunków, w którym udają się tłumnie moi rodacy na wakacje. Moją ignorancję zmienił reportaż Agnieszki Rostkowskiej, po przeczytaniu którego zauważyłam spore podobieństwa do tego, co zaczyna dziać się na naszym podwórku. Ponieważ moja wiedza na temat Turcji wciąż jest znikoma i możliwe, że dlatego nie będę w stanie poprawnie zinterpretować wydarzeń, o których pisze Autorka, skupię się na aspekcie ludzkim, gdyż on uderza w czytelnika z ogromną mocą.
W reportażu znaleźć można opowieści ludzi dzielących się z Autorką swoimi historiami i dramatami. Zwalniani nauczyciele, którzy strajkują głodując, zamykani w więzieniach dziennikarze, bo otwarcie krytykują władzę, prawnicy walczący o prawa ludzi, o prawa mniejszości etnicznych i wiele innych tragedii, z których część była wynikiem brutalnie tłumionych demonstracji.
Byli i tacy, którzy opowiadali o historiach miłosnych, weselach, religii i legendach.
Ale z każdej z tych opowieści wyłania się historia kraju, który od wieków żyje walcząc, od wieków jest podzielony, bo każdy walczy o swoje racje, bo urazy są wieczne i pielęgnowane by o nich nie zapomnieć, a jak niezadowolenie osiąga punkt kulminacyjny, to dochodzi do kolejnego zamachu stanu, czy innego krwawego buntu. Tam gdzie ludzie nie potrafią się dogadać i zjednoczyć, tam korzysta władza...
Autorka słucha tych opowieści z uwagą, co czuć czytając reportaż, rozmawia z każdą ze stron by pokazać kraj pełny zbuntowanych ludzi, których dzielą poglądy, gdzie konflikty nie mają końca, gdzie protesty są jak chleb powszedni, a władza podsyca tą sytuację zawłaszczając media, wysyłając na ulicę brutalną policję, inwigilując obywateli.
Podziwiam Autorkę za to, z jaką determinacją krążyła po kraju, między podzielonymi stronami, od demonstracji do demonstracji wsłuchując się w to, co mówią, szczególnie w głos protestującej tureckiej ulicy, w ich walkę o uwięzionych i zaginionych.
Pojawią się i głosy, które wieszczą Turcji nowe otwarcie, bo mimo wszystko jest to kraj ludzi gościnnych, którzy też chcą w końcu żyć normalnie i chyba żadnej ze stron nie podoba się panującą tam dyktatura.
Jeśli kiedyś zdecyduję się na wakacje w Turcji zdecydowanie będę chciała zobaczyć też jej prawdziwe oblicze, które ukrywa się przed światem za palemkami, leżakami i drinkami na Tureckiej Riwierze. Turyści przecież w większości patrzą tylko na lazur morza, a tam prawdziwej Turcji nie zobaczą.