Książkę pt. "Tajemniczy ogród" F. H. Burnett po prostu uwielbiam. Czytałam ją tak wiele razy, że chyba spokojnie, bez żadnej przesady mogę stwierdzić, że znam ją na pamięć. I nie ukrywam, zawsze była to jedna z moich ulubionych powieści w dzieciństwie. Po jej przeczytaniu rzuciłam się na wszystkie inne tytuły tej autorki. I zawsze byłam zachwycona. Dlatego, gdy tylko przeczytałam tytuł tej powieści stwierdziłam, że muszę się dowiedzieć, co też kryje się wewnątrz. Ubolewam tylko nad tym, że jest to już druga część z serii "Bzik i Makówka przedstawiają", i że nie dane mi było przeczytać o początkach znajomości tej dwójki urwisów, ale... ciekawość zwyciężyła i musiałam sięgnąć po tą pozycję.
Jak się pewnie domyślacie mamy tutaj dwoje głównych bohaterów. Są nimi Gabrysia Bzik i Nilson Makówka. Z tego co się dowiedziałam czytając notkę wydawniczą na czwartej stronie okładki, tych dwoje dzieciaków zna się ze szkoły. Razem chodzą do jednej klasy i... ich bliższa znajomość zaczęła się na dywaniku u dyrektora. Nie znam szczegółów tej historii, gdyż jak już pisałam wcześniej - nie czytałam poprzedniej książki z tej serii, więc po prostu od razu napiszę Wam co nieco o tej lekturze, której okładkę widzicie wyżej. Czyli o tym, jak Gabrysia i Nilson trafili do Tajemniczego ogrodu z powieści F. H. Burnett. I co się tam ciekawego wydarzyło :)
Tego dnia Nilson miał fatalny humor. Dlaczego? Chłopiec miał spędzić dwa tygodnie u swojego ojca w Oslo, jednak ten odwołał wizytę syna tłumacząc się jakimś pilnym wyjazdem służbowym do Londynu. Nilson był wściekły. Nie mógł pojąć, jak ojciec mógł mu to zrobić. W końcu czekał na ten dzień tak długo! Gabrysia nie bardzo wiedziała jak pomóc koledze. Starała się go pocieszać i w pewnym momencie podsunęła mu iście diabelski pomysł. Powiedziała, że skoro to spotkanie było zaplanowane od dawna, to na pewno jego ojciec także ma spor wyrzuty sumienia. A skoro tak jest to... można go "naciągnąć" na małe zadośćuczynienie.No cóż... Nilsonowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Chłopiec niemalże natychmiast wskoczył do sieci poszukując kolejnych drogich elektronicznych gadżetów, które bardzo by mu się przydały. Następnie wysłał ojcu maila wraz ze zdjęciami prezentów, które pragnął od niego dostać.
I nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że chłopiec pomylił zdjęcia. Zamiast podesłać tacie fotkę najnowszego smartfona oraz dysku do backupu danych, podesłał obrazki starej fujarki oraz szachów. I pewnie nawet nie zauważyłby swojego błędu, gdyby pewnego dnia do jego domu dotarła paczuszka z bardzo starym i drewnianym instrumentem oraz listem od ojca, że zdobycie tego antyku wiele go kosztowało, ale jest! No tak, tylko ani obdarowujący, ani obdarowany nie spodziewał się, ze fujarka ta ma w sobie jeszcze niewielkiego dzikiego lokatora w postaci Kornika Czasu. Ten mały robal potrafił wyżerać dziury w czasie i przemieszczać się między stuleciami. Jak? No cóż... to długa historia. Ale to właśnie on sprawił, ze pewnego dnia Gabrysia i Nilson przeżyli wielką przygodę w roku 1900.
Nie będę Wam już więcej opisywać fabuły tej książki. I tak już się rozpisałam. Za to przejdę do mojej opinii na jej temat. Jesteście ciekawi? No więc tak. Przede wszystkim tą lekturę czyta się błyskawicznie. Ja pochłonęłam ją w ciągu czterech godzin! Sama nie wiem, czy to dlatego, że ta lektura jest taka strasznie wciągająca. Co prawda, zainteresowała mnie w zasadzie od samego początku, ale nie na tyle, by nie móc się od niej oderwać. Jednak mimo wszystko, gdy zaczęłam czytać strony przeskakiwały mi tak szybko, że nawet nie wiem kiedy dotarłam do końca! Jak dla mnie to super sprawa, biorąc pod uwagę fakt, że w dzisiejszych w większości przypadków dla młodzieży czytanie książek to strata czasu ;)
Podoba mi się bardzo fabuła tej lektury. Dwójka nieco zwariowanych dzieciaków całkiem przypadkowo wplątuje się w dość ciekawą historię. Trafiają do miejsca, o którym czytali w książce, a nawet osobiście poznają niektórych z jej bohaterów. Co prawda autor nie skupia się tutaj na fabule tamtej powieści. Nie ma tu żadnych wspominek, porównań, ani nic z tych rzeczy. W zasadzie to chyba nawet lepiej ;) Ale jeśli znacie "Tajemniczy ogród" F.H. Burnett z pewnością będziecie wiedzieli o co chodzi. Tutaj autor tej powieści snuje własną opowieść nawiązując jedynie do tamtego tematu. Ale tak naprawdę nawet osoby, które nigdy z powieścią Pani Burnett nie mieli do czynienia również spokojnie mogą po nią sięgnąć i nie powinni żałować. To nawiązanie do tamtej książki wcale nie jest takie istotne. Ciekawe, ale niewiele wnosi do akcji.
No i jeszcze jedno. Ilustracje. Jak już pewnie zauważyliście wszystkie są zwariowane i wesołe, ale niektóre są dość nietypowe. Bowiem kryją w sobie tekst. Tak naprawdę to fragment treści całej książki. Na początku myślałam, że tak ta powieść podzielona jest na rozdziały, ale z czasem okazało się, że nic z tych rzeczy,. To po prostu takie pomysłowe obrazki, które sprawiają, że tą lekturę czyta się z jeszcze większą przyjemnością. Na mnie całość wywarła bardzo pozytywne wrażenie. Uważam, że to fajna pozycja w biblioteczce kilkulatka. Nasza jeszcze trochę zaczeka, aż mała po nią sięgnie. Ale jestem pewna, że za rok lub dwa powinna ją przeczytać. Według mnie, na pewno będzie zadowolona :) Polecam!