"Góry ofiarowały nam swoje piękno, które podziwiamy z dziecięcą prostotą i szanujemy jak mnisi myśl o bóstwie" (s.298)
Książka jest zapisem wspomnień Herzoga z wyprawy do Nepalu wiosną 1950 roku. Autor wspiera się w niej również o prowadzony przez Marcela Ichaca dziennik wyprawy oraz prywatny dziennik Louisa Lachenala, by oddać spostrzeżenia innych członków wyprawy i przedstawić możliwie najwierniejszy obraz tego, co się działo podczas pierwszej w historii wyprawy na ośmiotysięcznik.
Nie czytając wcześniej historii alpinistów mogłabym odnieść mylne wrażenie, ze oto praktycznie z gołymi rękami możemy wyruszyć w wysokie góry. Ekipa Herzoga i Lachenala oprócz podstawowego sprzętu, żywności i grupy pomagających im to wszystko wtaszczyć w góry Szerpów, nie miała tego, co dziś uważa się za niezbędne w takich wyprawach. W tamtym czasie nie było mowy nawet o wiarygodnej mapie, na której byłyby naniesione drogi podejścia, bo to dopiero francuski zespół robi korekty na - odbiegających od rzeczywistości - indyjskich mapach.
Efektem pasji, współpracy całego zespołu, momentami nadludzkiego wysiłku 3 czerwca 1950 roku Maurice Herzog wraz z Louisem Lachenalem zdobyli ośmiotysięcznik - pierwszy taki w historii wspinaczki.
"Do mojej radości dołącza się uczucie pokory. Nie tylko nasza dwójka wspięła się dziś na Annapurnę, lecz cały zespół. Myślę o wszystkich moich towarzyszach zaczepionych w obozach na stokach pod nami i wiem, że to dzięki ich wysiłkom, dzięki ich poświęceniom zwyciężamy dzisiaj." (s.179)
Sama nie wiem co było dla mnie bardziej emocjonujące: opis kolejnych etapów wspinaczki na szczyt czy strategie schodzenia z Annapurny. Dodatkowo uczestnicy byli gonieni przez czas, jaki wyznacza pora monsunów. To nie wycieczka po pagórkach gdzieś w dolinie, ale forsowny bieg z przeszkodami. "Po zwycięstwie zaczyna się droga krzyżowa." Trzeba schodzić szybko i pewnie zbierając po drodze ludzi z obozowisk, będąc przy tym samemu wyczerpanym, z odmrożeniami, górską ślepotą, walcząc z bólem i głodem. A zasadzki pogodowe czyhają na każdym kroku:
"Niepokoi mnie nienormalnie wysoka temperatura. Boję się, aby niepogoda nie zakończyła tutaj historii zdobycia Annapurny. Podobno alpiniści mają szósty zmysł, który ostrzega ich przed niebezpieczeństwem. Czuję to niebezpieczeństwo wszystkimi porami skóry. W powietrzu jest jakieś drżenie, które nie uchodzi mojej uwadze. Wczoraj spadł obfity śnieg... Ciepło roztapia te masy puchu, który tylko czeka, by się obsunąć. W Europie nic nie może dać wyobrażenia o potędze tutejszych lawin. Nie dadzą się one porównać z lawinami w Alpach... Ich czoła, poprzedzone niszczycielskim podmuchem, rozwijają się na długości całych kilometrów." (s.209)
Myślę, ze lektury opisujące wspinaczki doceniają i najmocniej przeżywają amatorzy takich doznań. Ci, którzy chodzą po górach i przynajmniej częściowo rozumieją zarówno zagrożenie, jak i satysfakcję z pokonywania własnych barier i kontemplowania natury osiągalnej wybranym. Dla nich żargon alpinisty nie stanowi magicznych słów, a po prostu techniczny opis. Mimo tego wszystkiego również niezaznajomionym z tematem książka może przynieść dużo satysfakcjonujących przeżyć poprzez barwne opisy zdarzeń.
* Wyzwanie naKanapie'2024 - 10. Książka o sporcie, lub której autorem jest sportowiec.